Życie, przeznaczenie, ślepy los nie pyta nas o zdanie. Ono nas stawia wobec faktów. A te pojawiają się np. w postaci czarnego kota na drodze. I później nic nie jest takie same. To jest wpis o czarnym kocie, co przynosi szczęście.Nie pytaj dlaczego niektórym ludziom bezdomne koty wchodzą wprost pod koła, a innym nie. To jedno z tych praw życia, których nigdy nie zrozumiem, jak światłowodów, rachunku różniczkowego i statystyki.
Był jeden z tych ciepłych, późnych letnich wieczorów. Konsumowałam lubieżnie ostatnie dni mego urlopu w Polsce rozkoszując się naturą i nic nierobieniem. Właśnie wracałam z działki od teściowej z moim nieodłącznym psem Tośkiem, który ze względu na niezwykłą ekspresję wypowiedzi zyskał przydomek Lament. I nagle to coś wtoczyło mi się pod koła, gdy wjeżdżałam do wsi. Na szczęście zaledwie się toczyłam. Owe "coś" było czarniejsze od zapadającej nocy i okrągłe. "Jeż" - pomyślałam i wysiadłam sprawdzić, czy coś się "ktosiowi" nie stało. Spod samochodu wylazła zdesperowana, rozczochrana kupka kota, czyli ogromny, spęczniały brzuch na chudych, chwiejących się nóżkach, zakończony z jednej strony rezolutnym łebkiem, a z drugiej najdłuższym ogonem, jaki kiedykolwiek u tak małego kota widziałam! Zostawilibyście na drodze? No właśnie! Też nie potrafiłam... Mimo, że zarzekałam się kilka dni wcześniej, że już nigdy żadnych kotów na stałe w moim nomadniczym życiu. Never! Tosiek niczemu się nie zdziwił, wydawał się wielce podekscytowany i z miejsca chciał się zakolegować z nowym domownikiem. (On już wiedział to, co ja próbowałam usilnie wypierać w podświadomość... Mądry pies)
3 Comments
Zawsze, ilekroć nogi zanoszą mnie w rodzinne strony, wszystkie moje drogi prowadzą w to miejsce. Punkt, gdzie siła marzeń pokonała twardość kamienia, a niedobór był ojcem niezwykłej kreatywności. O tym niezwykłym miejscu i jego skromnym właścicielu napisano już wiele artykułów w prasie i nagrano audycji. Lubię jednak zawsze zrobić własne, subiektywne podsumowanie, zobaczyć co się zmieniło od ostatniego czasu...Jadąc piękną, aczkolwiek niewygodną leśną drogą, która prowadzi na moją dziewiczą, ukrytą wśród lasów działkę, pomyślałam, że życie można porównać do jazdy samochodem. Nie da się przejechać trasy patrząc wyłącznie we wsteczne lusterko, lub nie mając paliwa. Tak samo nie da się przeżyć życia karmiąc się złymi wspomnieniami i nie mając marzeń. Tak powstał ten krótki refleksyjny tekst, odwołujący się momentami do mojej książki: "W deszczu tańcz!" Napisałam piękny post kilka dni temu. Nie zapisałam wersji roboczej od razu. Odeszłam od pulpitu na chwilę, wróciłam do niego za...trzy dni. Post rozpłynął się w trylionie innych niezapisanych słów i myśli cyberprzestrzeni. Po prostu znikł! Pozostało jedynie niejasne wspomnienie tamtych niepowtarzalnych słów - nie do odtworzenia w pierwotnej postaci. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|