Jeden myszki hoduje...Każdy ma swoje zboczenia. Mnie zaczyna "nosić" z początkiem nowego roku akademickiego. I mimo, że dawno już wyrosłam ze szkolnej ławki (a może właśnie dlatego), z początkiem jesieni miewam usilne podszepty (złego lub dobrego) by zapisać się na jakiś kurs, szkolenie... (jakby mi mało roboty było...) I bardzo mi się podoba w kraju, w którym mieszkam (choć myślę, że w Polsce też coraz częściej), że ludzie chętnie korzystają z róznych edukacyjnych propozycji, nawet jeśli nie zmusza ich do tego konieczność zawodowego podnoszenia kwalifikacji. Robią to dla siebie. Na początku października ustawiają się przed szkołami długie kolejki, jak niegdyś w Polsce za komuny, po kiełbasę zwyczajną, owiniętą w szary papier. Istna gorączka i pęd do wiedzy, To budujące! Ja też co roku coś obstawiam, tym razem próbuję, po raz kolejny, niderlandzkiego. Niderlandzki (w lokalnym wydaniu: flamandzki) to takie "narzecze", które niby łatwe, a nijak go wyuczyć się nie podobna! Niby coś tam "kumam", w końcu żyję tutaj ileś lat, ale w sytuacji, gdy mogę posłużyć się innym językiem urzędowym (a obowiązują trzy), to skwapliwie z tej okazji korzystam. Zarys sytuacji językowej w Belgii.Dla tych co nie są w temacie - szybkie naświetlenie sytuacji. Kraj mały, wielkości naszego województwa, a "grasują" tu w najlepsze trzy języki urzędowe: francuski, niderlandzki, niemiecki. Nieoficjalnie językiem numer jeden, którym posługują się lepiej lub gorzej zgoła WSZYSCY - jest angielski. Jestem między młotem, a kowadłem. Mieszkam między (w zasadzie) francusko-języczną Brukselą i flamandzkim Leuven. Leuven jest miastem uniwersyteckim, więc bez problemu można porozumieć się tam po angielsku. Mój Kortenberg (wieś około 10 km od Leuven) jest już mniej liberalny. Młodsi (również duchem) nie mają problemu, by rozmawiać z Toba po francusku, jednak w urzędach nie ma mowy! Niderlandzki i już. A jak masz jakieś obiekcje, to proszę przyjść z tłumaczem. I straszenie Unią Europejską (tuż za miedzą) nie robi na urzędnikach wrażenia. Odgórny "prykaz" i już. Ponoć nawet pod groźbą wyrzucenia z pracy w razie niesubordynacji. I mnie to nie razi, ani wzrusza, ani przeraża. Ot! Wolnośc Tomku w swoim domku! Są u siebie, wolno im. A jak nie pasuje, to zawsze mogę stąd wyjechać. Nikt mnie na siłę nie trzyma. Więc szanuję prawo gospodarzy (choć trochę dla mnie uciążliwe) i tyle. Jak sobie radzę?Zapytasz jak sobie radzę w tej sytuacji? Otóż mam standartowy pakiet słowny na rózne okoliczności. Wygląda to tak, że zniewalam Panią w okienku najlepszym z możliwych, bezradnym uśmiechem (sposób na blondynkę) i wygłaszam na "dzień dobry": "Hujen dah. Ik sprekt ain bytje nederlands" (fonetycznie), a później to już "lecę" w języku jaki jest dla mnie najbardziej wygodny. I muszę tu oddać sprawiedliwość, że panie urzędniczki w mojej miejscowości są o niebo bardziej uprzejme, niż ich koleżanki w poprzednim miejscu zamieszkania, których gburowatość mogłam skwitować tylko złośliwie:'Jaka uroda - taka uprzejmość" To taki krótki, roboczy tekst przy poniedziałku, ale nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam te barwne klasy, gdzie każdy jest z innego kraju, i każdemu przyświeca jedna idea - chęć nauki. Poziom na Uniwersytecie w Leuven (będę jeszcze o nim pisać) jest wysoki. Można tu spotkać studentów absolutnie z całego świata, w tym niemało Polaków.
Byłam na liście rezerwowych zanim mnie przyjęli. Przy moim stoliku siedzi Hinduska o pięknych oczach i kolczyku w nosie. Przyjeżdża codziennie 60 km do szkoły. Nosi romantyczne imię, jak z baśni 1001 nocy, którego nie byłam jeszcze w stanie zapamiętać pierwszego dnia. Obok siedzi arabski chłopiec, młody Żyd o imieniu Dawid i włoski zakonnik w średnim wieku, o bardzo pogodnej osobowości. Wręcz promienieje uśmiechem i energią. Na szyi ma zawieszony cięzki metalowy krzyż pokaźnych rozmiarów. I w końcu ja: polska pisareczka z Podlasia. Teraz przyszło mi do głowy, że nie są to tylko zwykłe lekcje językowe. To wymiana myśli, światopoglądów. Jestem bardzo ciekawa ich świata, ich życia, a oni - mego. Oczywiście rodzą się sympatie i antypatie. Generalnie, przeciekawe pole obserwacji. Mąż się nie może nadziwić, że chce mi się do tej szkoły codziennie ganiać. Kuba drwi ze mnie dobrotliwie, że jestem prymuską i kujonką. Ale to nieprawda. Zdarza mi się mieć słomiany zapał i wagarować. Ale staram się nie dawać złego przykładu z początkiem roku. Poczekam, aż duch we mnie osłabnie bliżej zimy. (Bo to, że się tak stanie, to nieuchronne przecież jest - znam siebie. Dlatego proszę, trzymajcie za mnie kciuki. Jak mi się uda dobrnąć do egzaminu stawiam najlepsze belgijskie piwo!) Domownicy i znajomi się dziwią. A ja... Ja po prostu kocham odkrywać rózne formy poznawania świata. A wspólna nauka - jest najbardziej z nich ekscytującą. Niezmordowana maniaczka ludzi - to ja. Lecę odrobić pracę domową. I jeszcze prasowanko czeka. Poniedziałki są ok!
16 Comments
Agniecha
10/4/2016 07:32:08
Ach, co tam, nauczysz się w try miga. Skoro mnie się udało, a nie grzeszę wytrwałością, to co dopiero Tobie. Powodzenia!
Reply
Agnieszka
10/4/2016 22:20:28
Oby... ale to nie pierwszy raz zaczynam niderlandzki, zawsze brakowało mi samozaparcia :) może tym razem pójdzie lepiej :) dzięki!
Reply
Agnieszka
10/4/2016 22:18:11
Basiu, wracam padnięta :) bo jeszcze tyle innych spraw... ale szczęśliwa...
Reply
gordyjka
10/4/2016 21:31:12
Ucz się Dziecino, ucz...;o)
Reply
Agnieszka
10/4/2016 22:19:05
Bo nauka to potęgi klucz... :)
Reply
Agnieszka
10/5/2016 21:15:50
Ojjj, wiem cos na ten temat :):):)
Reply
Agnieszka
10/5/2016 21:17:57
Myślę, że tym razem pójdzie lepiej bo chodze rano, a nie wieczorem, widze kolosalna róznicę, rano jeszcze czlowiek jest pelen zapalu, nie kusi by zwiac na wagary po całym dniu pracy :):):)
Reply
Joanna R
10/5/2016 22:29:53
Aguś, ucz się i nie trać zapału. Miej tą wielką satysfakcję że podołałaś! Własnie wczoraj dostałam info od wnuka, który porzucił warszawską architekturę na 3 roku i od stycznia zamieszkał w Delft i tam uczył się holenderskiego aby rozpocząć studia. Ten język usłyszał po raz pierwszy na lotnisku jak wysiadł z samolotu. Załatwił sobie kwaterę i co dwa miesiące zdawał kolejny etap z 1400 nowymi słówkami. Etapy były 4 i ten ostatni już fachowy z 3500 słowkami fachowymi. Własnie zdał .71 -punktów było tym minimum, ale zdał mając 81. Już od września warunkowo chodził na zajęcia bo przyjęto go wczesniej. Brakowało tylko języka. Moje szczęście i duma nie ma granic. Tyle jego wyrzeczeń po drodze, nie masz pojęcia! Ale warto było, bo marzył o tej uczelni! Uściski Agusiu!!!!
Reply
10/12/2016 13:08:47
Cudownie! Uwielbiam ludzi, którzy zamiast zalegać przed telewizorem, wolą się kształcić. Mnie też regularnie nosi, gdy czuję, że stoję w miejscu, że się nie rozwijam. Wciąż szukam nowych rzeczy, sprawdzam, próbuję, testuję. Oczywiście, że nie przy wszystkim udaje mi się wytrwać, ale warto podjąć próbę, choćby po to, by przekonać się co tak naprawdę chcemy robić w życiu. Bo skąd niby mamy wiedzieć czy lubimy grać w kręgle, podróżować lub projektować ubrania, jeśli nigdy tego nie próbowaliśmy?
Reply
11/13/2016 21:25:41
Dla mnie niderlandzki w ogole nie wchodzi :p wole zdecydowanie jezyk francuski :p
Reply
Agnieszka
11/14/2016 00:17:46
oj, cięzko się widze na egazaminie za kilka dni :) oj ciężko...
Reply
10/1/2020 15:32:31
Kursy szkolenia to w końcu rzeczy, które urozmaicają nasze cv. Tylko trzeba wiedzieć jakie szkolenia robić.
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|