„Z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Oksfordzkim wynika, że nasz mózg nie jest w stanie ogarnąć relacji z większą grupą niż 150 znajomych. Dotyczy to zarówno świata realnego, jak i wirtualnego. Dodawanie do znajomych w mediach społecznościowych setek ludzi skutkuje drastycznym obniżeniem jakości relacji ze wszystkimi. Także z tymi, którzy są bliżsi sercu użytkownika niż inni.” To cytat jednego z artykułów Tomasza Rożka, polskiego dziennikarza naukowego i fizyka, propagatora nauki. Drapiąc się po głowie, zastanawiama się ilu mam znajomych na portalach społecznościowych. 500? 600? Więcej... Cyfry same mówią za siebie. No comment... Facebook. Narzędzie, wobec którego mam stosunek mocno ambiwalentny. Zwłaszcza ostatnio... Na początku nie cierpiałam go i unikałam jak diabeł święconej wody, później stał się wymogiem dnia codziennego i zawodowego, ale jeszcze podchodziłam do tego medium beznamiętnie. Gdy na poważnie zaczęłam pisać bloga, a następnie książki – stał się dla mnie także ważnym, zupełnie darmowym środkiem komunikacji między moimi czytelnikami i doskonałym narzędziem marketingowym. Tutaj zbliżyłam się do cienkiej, niewidocznej linii, facebook zaczął niebezpiecznie wypełniać moje prywatne życie. Linii, którą niektórzy nieświadomie, bezwiednie przekraczają codziennie. I jak każda choroba – mająca swoje objawy somatyczne, tak mnie przed całkowitym „sfejsbuczeniem” ochronił... wirus... Złośliwy wirus, który rozłożył na łopatki moją aktywnośc w sieci i pozwolił nabrać dystansu. Na początku ciężko było nawet przetrwać 24-godzinną kwarantannę, której zostało poddane moje konto. Tęskniłam za codzienną, wieczorną wymianą korespondencji i pogawędkami ze znajomymi, często, gęsto – do świtu, gdy zaczynały piać pierwsze koguty... Im dłużej jestem na odwyku, tym łatwiej jest mi przyjrzeć się zjawisku z dystansem. Wszystko ma swoje dobre i złe strony. I nie demonizujmy nowych środków komunikacji społecznych. Nie da się żyć w oderwaniu od zmieniającego się świata. Człowiek ledwie nadąża za technologicznymi nowinkami, ale niemożliwe jest już funkcjonowanie bez nich, choćby w jakimś wąskim zakresie. Są jeszcze oporni, którzy nie chcą lub nie muszą sprostać nowym wyzwaniom, ale jest ich naprawdę niewielu. I tak, doszliśmy do czasów, gdy zamiast przez płot, rozmawia się z sąsiadką – przez net. A domowników, zwołuje się na obiad smsami, lub mailowo. Moje pokolenie należy do epoki dinozaurów, „imigrantów cyfrowych”. Pamiętamy jeszcze czasy bez internetu. Ale już – nie nasze dzieci. Dla nich świat bez komputera jest tak samo odległy i abstrakcyjny jak kolejki po papier toaletowy za PRLu. To pokolenie „apki” (od aplikacji). Taki termin ukuli profesorowie z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Młodzi są niecierpliwi, a oznaką tej niecierpliwości jest natychmiastowość. Jak najszybsze dotarcie do informacji. Oni nie muszą wszystkiego wiedzieć, oni muszą wiedzieć – jak szybko znaleźć potrzebną rzecz w sieci. Dla nich stan online jest naturalny jak sen czy jedzenie. Są w permanentnym kontakcie ze znajomymi, nawet oglądając filmy, czy się ucząć – w tle mają pootwierane komunikatory. Ich to nie męczy. Należą do innego świata. I tylko nam się wydaje, że to gorszy świat. Bo jest dla nas obcy. Zawsze staję po stronie młodych. I kilkakrotnie dawałam temu wyraz. Jak w poście o pokoleniu Milenium, czy "Scenka w sklepie" Moja postawa wynika z obserwacji codzienności i jest jak najbardziej subiektywna. To moje postrzeganie świata. Dlatego też uważam, że w 90% mamy świetną młodzież. To ludzie wrażliwi, poszukujący, krytyczni, po prostu... dobrzy... Wątpisz? To nie dzieci wszczynają wojny, zdradzają się nawzajem. To my dorośli. W końcu to ciągle my kształtujemy nasze dzieci i wiem, że najwygodniej zwalić jest na media, szkołę, internet. Może dlatego tak łatwo jest szukać winowajców, bo sami za mało poświęcamy dla nich czasu... między innymi... przesiadując w sieci... Moje obserwacje i doświadczenia jakie osobiście wyniosłam z sieci są dla mnie cennym źródłem wiedzy. Nauczyłam się, że nie można oceniać. Że niekoniecznie ktoś grzebiący non stop w swoim smartfonie musi być osobą uzaleznioną od netu. Może własnie czyta klasykę, uczy się, pracuje, słucha historycznego programu, a nawet... odmawia modlitwę. Nauczyłam się, że najważniejsze relacje to te, gdy można usiaść i potrzymać za rękę człowieka, lub przytulić się do psa. Poczuć ich bliskość, ciepło, zapach. Nauczyłam się, że kontakty w sieci niekoniecznie muszą oznaczać puste relacje. Bywałam kołem ratunkowym dla ludzi, których nigdy nie widziałam w realu i mnie też, stawiały mnie na nogi, czyjeś ciepłe słowa z sieci. Nauczyłam się, że trzeba ważyć słowa (zwłaszcza te pisane), obracać je dziesięć razy (ciągle się tego uczę) by niepopatrznie nie powiedzieć jednego słowa za dużo, które niefrasobliwie i bez złej intencji, wyfrunie i będzie odtąd żyć swoim życiem, wracać jak bumerang i ranić. W sieci nie zawsze tak znaczy tak, nie – znaczy nie. Nie wszystko jest jednoznaczne. I nie możemy tu zareagować od razu, bo nie widzimy zmieniającej się twarzy naszego rozmówcy. On nie widzi naszej mowy ciała. Można wiele złego namieszac we wzajemnych relacjach. Nauczyłam się też, że życzliwość to jedna z niewielu rzeczy, która rozdawana się pomnaża. Podczas ostatniej akcji z wirusami, moje sieciowe koleżanki wspierały mnie w tej walce do białego rana, podsuwały fachowe rozwiązania, linki do odpowiednich artykułów. Nie spały razem ze mną. W końcu nauczyłam się najważniejszego. Że brak zasięgu, czy koniec sieci nie oznacza końca świata. Jest jeszcze tyle pięknych aspektów życia. Tye nie przeczytanych książek, tyle nie przesłuchanych płyt, tyle nieprzetartych ścieżek. Nie zgłębimy ich do końca naszych dni! Świat wirtualny przeżyje bez naszego udziału. I będzie miał się dobrze. Że rezygnacja kontroli wirtualnego życia daje nam poczucie wolności. A prawdziwi przyjaciele... odnajdą nas w realu lub poczekają na nasz powrót. I nas nie zapomną, gdy przez miesiąc nie będziemy się świecić na zielono w komputerze. P.S.
1. Siadasz na chwilę, by sprawdzić pocztę i „odpływasz” na wiele godzin surfując, czatując, grając (Upośledzona kontrola czasu) 2. Przeznaczasz 80% czasu spędzonego w necie na sprawy niezwiązane ze swoją pracą. 3. Odczuwasz lęk, że przegapisz coś w sieci, musisz być na bieżąco (FOMO „fear of missing out”) 4. Masz omamy, że twój telefon wibruje, informując o nadejściu powiadomienia (HPVS: Human Phantom Vibration Syndrome, czyli syndrom fantomowych wibracji.) 5. Starasz się nie ruszać bez telefonu. Jeśli go zapomnisz czujesz się nieswojo i jak najszybciej starasz się wrócić do domu. 6. Myśl o możliwości braku sieci (w hotelu, w domu, w terenie) napawa Cię lękiem, co może nawet objawiać się przyśpieszonym biciem serca, czy nadmierną potliwością (DA: Disconnectivity Anxiety) 7. Masz poczucie winy z powodu spędzania za dużo czasu w internecie, ale nie możesz się opanować (podobne poczucie winy jak u alkoholika) 8. Masz świadomość poważnego zaniedbywania relacji rodzinnych czy pracy z powodu przesiadywania na portalach społecznościowych czy gierek w sieci. Nie chcesz o tym mówić i spychasz ten problem w podświadomość. Jesli stwierdzisz u siebie większość z tych objawów, szybko wyrzuć telefon przez okno (żartuję) i idź na odwyk! Jesteś uzależniony (tym razem to nie żarty). Zacznij częściej obcować z przyrodą. To pomaga wyleczyć się z wielu uzależnień.
23 Comments
Zaczynam nosić telefon przy sobie wszędzie, ale nie dlatego, by sprawdzać non stop fb, czy pocztę, ale w obawie przed dowcipnisiami, którzy zabierali mi go z biurka,
Reply
4/25/2016 22:12:51
Znam dowcipnisiów, którzy potrafili kolegom pozmieniać nazwiska osób w kontaktach i wyszły z tego niemałe kłopoty... Lepiej nosić przy sobie :)
Reply
Najwieksza wladza czlowieka, jest wladza nad samym soba !
Reply
4/26/2016 12:12:44
Droga Elu,
Reply
Ogromnie mi milo, droga Agnieszko, ze moj blog, moje posty i moje barwy, to terapia dla Ciebie "! Dla mnie zreszta tez. 4/26/2016 00:23:36
Oho to ja jestem chyba jakaś dziwna :D albo po prostu odporna na wszelkie uzależnienia :D Pozdrawiam :)
Reply
4/26/2016 12:13:34
Po prostu silna z Ciebie osobowośc, tak trzymaj! :)
Reply
Nie lubię powierzchownych kontaktów i nie kolekcjonuję takich znajomości. Dlatego też konta na fb nie mam. Założę jak będzie mi to potrzebne do biznesu lub promocji. Optymistycznym wydaje mi się Twoje założenie, że Ci klikający w telefonie czytają, uczą się i wykonują inne pożyteczne działania. Moje obserwacje są inne. Myślę jednak, że każdemu musimy dać prawo do korzystania ze świata w sposób jaki mu się podoba, o ile nas to nie krzywdzi. I możemy to sobie ocenić pozytywnie lub negatywnie w skrytości wnętrza naszego.
Reply
4/26/2016 12:16:52
No własnie, dla mnie facebook jest bardzo duzym ułatwieniem przy promocji mojej ksiązki, umawianiu spotkań autorskich (większośc placówek, nawet tych bardzo poważnych komunikuje się ze mną głównie za pomoca messangera) dotkliwie odczuwam teraz brak tego narzędzia marketingowego, gdyż ciągle jestem na kwarantannie i nie moge dodawać żadnych treści jedynie komentować i pisac wiadomości. Wielu moich przyjaciól takich co to byli, sa i zawsze będa tez nie ma facebooka,
Reply
Julia K
4/26/2016 10:46:31
Kiedy dostrzegłam ile czasu zżera mi komputer, postanowiłam odstawić. Przynajmniej w weekendy staram się go unikać :)
Reply
4/26/2016 12:10:00
Krzysztof Qpiński: i tak tez mniej więcej się stało :) ponoć o malo do rozwodu nie doszło, ale jakoś wszyscy wyszli z tego cało :) zaznaczam, że nie o mnie chodzi, ale znajoma mi mówiła, że gorąco było...
Reply
4/26/2016 13:15:47
Na szczęście nie mam żadnych objawów, o których piszesz. W weekend to już standard, że internet to z konieczności otwieram, jest przecież tyle fajnych spraw do robienia, choćby dłużej pospać czy iść na targ po warzywa:).
Reply
4/26/2016 21:25:47
Aguś, najpierw Cię pochwalę za zdjęcia, a potem za całą resztę:
Reply
Antoni Relski
4/27/2016 09:49:57
Ja nie jestem w stanie śledzić działań 40 Facebookowych znajomych. Poddałem się i odpuściłem
Reply
Antoni Relski
4/27/2016 09:50:20
Ja nie jestem w stanie śledzić działań 40 Facebookowych znajomych. Poddałem się i odpuściłem
Reply
AnnaTym
4/27/2016 11:38:36
nie jestem
Reply
Marchevka
4/27/2016 23:18:34
Z powodu traumy z przeszłości, telefonu nie odklejam od ręki. Najwięcej baterii wyczerpuję poprzez częste sprawdzanie, czy nie mam nieodebranego połączenia, co jest irracjonalne, bo dzwonek mam na maxa i umarłego by obudził. Nic na to nie poradzę, znajomi się przyzwyczaili, obcy pewnie uważają, żem stuknięta. I się w sumie niewiele pomylą :) :)
Reply
Joanna R
4/30/2016 14:17:03
Kazdy Twój post jest przemyślany i mądry a po przeczytaniu człowiek zastanawia sie nad sensem tego co poruszasz. Tym razem jest tak samo. Jestem zależna ale samo życie reguluje mi dawki jakie mogę użyć. Często żałuję, że nie mogę dać się wciągnąc całkiem w sieci Sieci....tyle ciekawych spraw tam jest.
Reply
Kazdy Twój post jest przemyślany i mądry a po przeczytaniu człowiek zastanawia sie nad sensem tego co poruszasz. Tym razem jest tak samo. Jestem zależna ale samo życie reguluje mi dawki jakie mogę użyć. Często żałuję, że nie mogę dać się wciągnąc całkiem w sieci Sieci....tyle ciekawych spraw tam jest.
Reply
5/8/2016 20:34:46
Jaki mądry wpis :) Młodzież, czyli i ja, nie jest zła, tylko często źle postrzegana przez starszych, a to przecież oni często dają zły przykład :(
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|