"Cudzołóstwo ma w sobie coś z czułości i samozaparcia; zabójstwo z odwagi; świętokradztwo i bluźnierstwo z jakiegoś szatańskiego błysku. Judasz wybrał takie winy, w których nie uczestniczy żadna cnota: nadużycie zaufania i denuncjatorstwo." Podczas jednej z podróży z naszego stałego punktu A do punktu B, zatrzymaliśmy się wczesnym niedzielnym rankiem na maleńkiej stacji znanego koncernu paliwowego, który wyznacza naszą trasę plastikowymi kubkami wypitej kawy ze stałym załącznikiem - kruchym ciastkiem z trzeba rodzajami prawdziwej, belgijskiej czekolady, jak dumnie głosi reklama. W marazmie niedzielnego poranka, dał się zauważyć jakiś pozorny ruch i napięcie. Młody mężczyzna oparty plecami o drzwi własnego auta tłumaczył coś gorliwie równie młodym jak on policjantom. Widać nieśpieszno im było do podjęcia działań. Może właśnie kończyli nocną zmianę i nie mogli skupić się na obywatelskiej relacji, mając w głowie ciepłe łóżka w domu?
Uderzył mnie olbrzymi kontrast między entuzjazmem młodego kierowcy i jego absolutny brak u strażników prawa. Choć przytakiwali mu zgodnie głowami, spojrzenia mieli raczej ponure. To właśnie chyba sprawiło, że zainteresowałam się tą sytuacją, zamiast jej w ogóle w swojej wybiórczej pamięci nie odnotować. Powinnam dodać, że auto kierowcy blokowało inny samochód na niewielkim parkingu. Za kierownicą czerwonego opla corsy spał w najlepsze jego właściciel. Zasłabł? Weszłam za mężem do sklepu poszukać jakiegoś czytadła na drogę, on - by zapłacić za paliwo i tradycyjnie nalać nam tej przydrożnej kawy - jak ją nazywam. Kawy nie tak podłej jakby się wydawało. Sprzedawca dusił w sobie chęć podzielenia się sensacją, która malowała się na jego twarzy, wespół z dezaprobatą. Nie kazał długo się prosić.
5 Comments
Ten post wyszedł mimochodem. Zupełnie nieplanowany! I jak ja mam teraz Was przekonywać, że warto planować? Ale spróbuję. Powiem więcej, im bardziej osoba spontaniczna i chaotyczna (I mówię to z pełną odpowiedzialnością na własnym przykładzie) tym bardziej powinna przykładać się do planowania. Paradoks? Wcale nie! Jestem wielkim chodzącym chaosem i rozgardiaszem: mentalnym, emocjonalnym i fizycznym. Moje wybory rzadko bywały rezultatem jakiegoś przemyślanego planu i w wyniku tego jestem tu gdzie jestem. Mówiąc krótko, do czterdziestu lat nie wiedziałam, co tak naprawdę chcę robić w życiu. Dryfowałam bezładnie w odmętach rzeki zwanej przemijanie, nie myśląc o tym, że to tylko martwe ryby płyną z prądem. Brakowało mi pomysłu na samą siebie. Wszystko czego się podejmowałam robiłam względnie dobrze, lecz bez przekonania, a co za tym idzie bez swoistego GPS. Moja droga nie była przejrzysta. "Wszystkie te dni, które przychodziły i przemijały. Nie miałem pojęcia, że to one są życiem" STIG JOHANSSON
"Poznałam smak porażki i sukcesu; zrozumiałam, że te stany przenikają się wzajemnie i kroczą ze sobą pod rękę. I że do żadnego z nich nie trzeba się przywiązywać. Są zbyt ulotne. Że łaska ludzi na pstrym koniu jeździ i dziwią mnie ci, którzy taki stan rzeczy uznają za zdradę." To słowa z mego ostatniego posta. Na początku roku przyjrzyjmy się im trochę uważniej Bardzo nie lubię zakłamywania słów. Używania ich niezgodnie z ich znaczeniem. Nadinterpretacji i przeinaczania.
Specjaliści od naszego dobrego samopoczucia i motywacji zalecają unikać negatywnych wyrazów wywołujących u nas złe emocje. Żeby oszukać nasz mózg. Takim słowem, które parzy w usta jest PORAŻKA. A ja nie chciałabym nikogo, ani niczego oszukiwać. Chciałabym raczej przywrócić temu słowu jego znaczenie. I wytłumaczyć swemu mózgowi, zanim zacznie wytwarzać czarne myśli, że nie taka porażka straszna jak ją malują. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|