Post w ramach projektu kwietniowego Klubu Polki na Obczyźnie.Jadąc tu pierwszy raz, cóż o Niej, o Belgii wiedziałam? Prawie nic. Jedynie tyle, że to niewielki kraj w środku Europy, że Bruksela jest stolicą Unii Europejskiej, że jest mokra i pochmurna. Oraz to, że dla większości mieszkańców Podlasia skąd pochodzę, stała się naszą Ziemią Obiecaną. Prawie każdy z mego małego miasteczka i okolicznych wsi, był,( chociażby gościnnie) , jest, lub zachodzi duże prawdopodobieństwo, że wkrótce tu będzie.
Dla mnie i mego ówczesnego chłopaka, a obecnie męża, była to przede wszystkim wspaniała przygoda. Ucieczka od siermiężnej rzeczywistości, choć na chwilę, posmakowanie tego lepszego świata. Jego namiastką, takim przedsmakiem, oknem na świat, był Gdańsk, gdzie wówczas studiowaliśmy.
4 Comments
Pewnego dnia w poszukiwaniu czegoś niezbędnego przed wyjazdem do Polski, nogi zaniosły mnie do jakiegoś sklepu. Odkąd wyrosłam z nienasyconej radości obdarowywania się rzeczami, szerokim łukiem omijam handlowe centra. Nudzą mnie i uzmysławiają, że tak naprawdę niewiele mi potrzeba do szczęścia. To taka prawda na mój własny użytek. Przynajmniej wtedy tak myślałam. Dopóki nie zobaczyłam między wieszakami tych dwoje.
Handryczyli się o cenę, o formę, o całe życie. Przyganiali sobie, to znów się przytulali niezdarnie słowami. Kalkulowali możliwości zakupu sukienki dla niej i koszuli dla niego, jakby szykowali plany podboju Księżyca. W tych ich niby kłótniach było tyleż zachłannej zaborczości, miłości co i chwilowej nienawiści, a nawet bezradności. Bezradności naznaczonej brakiem środków, któremu towarzyszy rozpaczliwa chęć posiadania. Jestem zachłanna. Głodna informacji, wrażeń, doznań, wiedzy. Chcę spróbować wszystkiego. Tu nadgryzę, tam uskubię, liznę z wierzchu, pędzę dalej. Lista książek do przeczytania – niebezpiecznie pęcznieje, zaliczam je pobieżnie, liczba maili do odpisania - przyprawia o zawrót głowy, a jeden mail, ważniejszy od drugiego. Komunikatory potęgują tylko moje rozdrażnienie. Dają mi coraz więcej i więcej pokarmu, którego mój mózg, serce skonsumować nie mogą. Nie nadążają.
Robiąc śniadanie, myślę o tym co muszę załatwić do obiadu. Pędząc za bieżącymi sprawami, martwię się, że nie wyrobię się z obiadem. Rozmawiając z Tobą, myślę, że trzeba umówić syna do lekarza, zapłacić ratę za auto i zadzwonić koniecznie do cioci Marysi, bo dziś są jej urodziny.... Znasz to?... „Podróżowanie to nic innego jak stwarzanie sytuacji, których potencjał nie zawsze się spełnia. Droga niczego nie obiecuje ani nie gwarantuje. Wszystko zależy od nas i ludzi, których spotykamy. Czasami, po prostu nic się między nami nie dzieje. I to też jest część podróży. I jeśli chcę podróżować prawdziwie, muszę to zaakceptować, bo podróż nie może dziać się zgodnie z założonym z góry planem. Dopiero wtedy, gdy uznam te ograniczenia i naprawdę w pełni zaufam drodze, zaczynają się dziać rzeczy dla mnie istotne.”
Katarzyna Boni Są dni co do których masz wielkie oczekiwania, A które już na wstępie nie przebiegają tak jak je wypisałaś sobie w kalendarzu.
Budzę się pełna energii, która ulatuje jak pęknięta bańka Najpierw zgrzyta mój poranek odarty z rytuału wdzięczności i celebrowania picia kawy w łóżku. Wiecie czym grozi zamach na codzienne rytuały. Mąż zaspał i w popłochu szuka po całym domu kluczy do samochodu. Oczywiście, próbuje uczynić ze mnie kozła ofiarnego. Czuję się coraz bardziej poirytowana, a coraz intensywniejsza wymiana zdań pachnie wiszącą na włosku poranną awanturą. Nie pamiętam, u którego z nas pierwszego zadziałał instynkt samozachowawczy, który nakazał zacisnąć zęby i policzyć do 10. Ale nie zawsze tak bywa... Jakoś tak przewrotnie dzieje się w naszym zagonieniu, że osoby, które chciałoby sie widzieć najczęściej – widuje się najrzadziej. Proponuję dopisać tę prawidłowość do kolekcji praw Murphy`ego. Toteż gdy odkładane po raz kolejny spotkanie z jedną z koleżanek z dawnej pracy znów nie doszło do skutku, postanowiłyśmy... oszukać niesprzyjający nam los. Umówiłyśmy się wspólnie na Aquagym. Przyjemne z pożytecznym. Może będzie większa motywacja. Basen wybrała ona, w pobliżu swego miejsca zamieszkania. Ja, jako zawodowo bardziej elastyczna postanowiłam się dostosować, by ułatwić pracującej na etacie koleżance życie. Basen okazał się być w dzielnicy 1000 Bruxelles, co dla wtajemniczonych wiele tłumaczy. Dla tych co nie wiedzą: komunalny, czyli państwowy, czytaj: tani i niedofinansowany jak trzeba. I tu dochodzimy do jednych z wielu absurdów Brukseli.
|
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|