Przypadki chodzą po ludziach, a po ludziach - kierowcach - jeszcze częściej. Tak i ze mną było, gdy pełna nadziei i euforii zmierzałam naszą rodzimą A2 w stronę Wielkopolski. Zawsze mam dobry humor na myśl o gościnnym Poznaniu i okolicach. Tym razem miały być moim udziałem dwa spotkania autorskie w ramach projektu: "Ścieżka koło drogi" w Puszczykowie (Muzeum im. Arkadego Fiedlera) i CKiE (Centrum Kultury i Edukacji w Kwilczu) Miały być...
Pomiędzy Łodzią, a Łęczycą, gdzieś mniej więcej na tej wysokości, szczęśliwa gwiazda zawinęła znad mojej głowy i poszybowała jak torpeda w inną stronę świata, a moje leciwe auto zaczęło powoli opadać z sił, aż w końcu na którymś tam kilometrze wyzionęło ducha. Jestem blondynka, ale na tyle farbowana, że wiedziałam, że sprawa jest poważna. Coś mi świtało, że padło turbo, przy okazji znacząc na asfalcie tłusty olejowy szlak, a szlag, który trafił mnie jednocześnie z awarią auta przybrał postać niekontrolowanej histerii i agresji zwróconej w stronę, no kogo? Męża oczywiście! Bo kto winien, jak nie on! I nie miało w tej chwili znaczenia, że umył mi auto przed podróżą, napełnił pod korek bak i wyczyścił w środku. Podczas gdy cała we łzach, że nie zdążę na spotkania, własnie telefonicznie dokonywałam na nim rytualnego mordu, nadeszła, a właściwie nadjechała pomoc. W pełnym znaczeniu tego słowa: pomoc drogowa.
2 Comments
Jednemu kotki, drugiemu rybki....... a ja - kocham psy. Z wzajemnością!
Wszystko się zaczęło od tego, że odkąd pojawiła się w naszym domu Panna Kotta, wokół której zawirował świat i nasze serca, Tosiek niestety, został odsunięty pozornie na drugi tor i odczuwa na sobie wszelkie „dobrodziejstwa” posiadania młodszego rodzeństwa tuż po narodzeniu. A więc zachwyt rodziców skierowany na maleństwo i obowiązki, obowiązki, obowiązki... Nawet w mediach społecznościowych musiał oddać palmę pierwszeństwa tej małej uroczej, szarej szelmie, którą zachwyca się cały facebookowy świat. Tak być nie może. W końcu to Tosiu jest naszym psem ukochanym, „umiłowanym” jak mawia jego pan, a mój osobisty mąż. Dlatego też dzisiaj porozmawiamy o naszych braciach mniejszych, których przedstawicielem jest nasz PIES. Ale... chyba nie wszyscy tak kochają psy jak ja. W przeciwnym razie nie powstałoby tyle negatywnych porównań z udziałem naszych najmilszych czworonogów. Mówi się „na psa urok”, „pogoda pod psem” i „pieskie życie”. Czasami jest „zimno jak w psiarni”, a ktoś jest skąpy i nieuczynny „jak pies ogrodnika, co sam nie zje i drugiemu nie da”. Nie wiem dlaczego mówi się, że ktoś „łże jak pies”, albo jeszcze gorzej:”jak bura suka”. Przecież np mój Tosio jest uosobieniem szczerości i uczciwości i gdyby potrafił po ludzku gadać, też na pewno by nie łgał. Wystarczy spojrzeć w te oddane, wesołe oczyska. Pomijam już określenia”psia kość”, „psia krew” i inne. A wszystkie skojarzenia ze słowem „suka” na pewno też obce wam nie są i niestety do komplementów nie należą. Natomiast już można spierać się co do określenia „pies na baby”. Są mężczyźni, którzy uważają, że to komplement, świadczący o męskim wigorze, podczas, gdy gdy wśród pań na pewno są zdania podzielone, zwłaszcza, gdy to określenie miałoby dotyczyć własnego męża. Ech, nie mają psy lekkiego życia! |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|