Jak dobrze, że jesteście! Wiem, że bardzo dawno mnie nie było. Samej z sobą jest mi z tego powodu strasznie niedobrze. Mam Wam baaardzo dużo do opowiedzenia, wiele refleksji ciśnie się na usta. Znacie to uczucie, gdy spotykacie przyjaciela po latach i skacząc z tematu na temat, nie możecie się nagadać? Dzisiaj u mnie będzie podobnie. Chaotycznie! Ale przejdziemy przez to razem i znów harmonia zawita w moje blogowe progi. Myślisz, że żyjesz sobie tak spokojnie, jednym rytmem? O nie, mój drogi/ moja droga! Naszym życiem nieprzerwanie rządzą dwa czasy. Chronos i Kairos. Już kiedyś pisałam na starym blogu o tych dwóch braciach. Chronos, to wariat, który nie daje nam odetchnąć i pogania niecierpliwie. Kairos - to niedościgniony wzór, kraina obiecanego spokoju, coś za czym tęsknimy. Mówiąc prościej. Tkwimy w chronos: terminy, obowiązki, powinności, kalendarze... ("Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam!"), a tęsknimy za kairos. Dwuwymiarowy świat. Nasz swoisty martrix... Boleśnie to odczuwam na własnej skórze, gdy jadę na krótko do Polski, próbując pogodzić sprawy zawodowe, z rodzinnymi i towarzyskimi. Mission Impossible! Jak ostatnio. Oto mała scenka. Po długiej podróży samochodem wchodzę do domu. Muszę tu nadmienić, że Polska nie wita mnie uroczym majem, jak się tego naiwnie spodziewałam, jeno pluje mi w twarz lodowatą mżawką i późnojesiennym chłodem. Plany o zanurzeniu się w ciepłej i przyjaznej odchłani kąpieli po 1500km jazdy też spalają na panewce. Awaria ogrzewania, co oznacza, że ani dziś, ani w najbliższych dniach (długi weekend) wody ciepłej nie będzie. Wchodząc ociężale po schodach na górę, gubię po drodze fragmenty garderoby: jeden but, drugi but, kurtka ląduje gdzieś na poręczy, jedna skarpetka, druga skarpetka, spodnie ciskam w kąt... Osiągnęłam własnie ten moment rezygnacji, gdy jest mi wszystko jedno. Odpalam komputer i w tym samym momencie świta mi genialna i prosta zarazem myśl! Schodzę na dół, nastawiam na gazie gary z wodą, jak niegdyś we wczesnym dzieciństwie, gdy w domu aby się umyć, trzeba było czerpać wodę ze studni i grzać ją w wielkich garnkach na kaflowym piecu, przez babcię nazywanym: angielką... Aż tak wielkich garnków nie posiadam, więc wyciągam to co mam i odpalam wszystkie cztery palniki. Robię niewiarygodną liczbę kursów z kuchni do łazienki: pierwszy, drugi, dziesiąty... dwudziesty... A w międzyczasie: klik, klik, klik-klik... Cieszę się jak dziecko, że ja w ogóle, tę wodę mam. Z rozkoszą się w niej w końcu zanurzam. I smakuję ją, wyleguję się w niej. Wydzielam sobie przyjemność. Zostawiam trochę, by móc spłukać włosy... Brakuje tylko mimozy w szkle... Ale skąd wziąć o tej porze i w tych okolicznościach szampana z sokiem pomarańczowym? Bardziej realna wydaje się "przykitrana" gdzieś w starym kredensie naleweczka na pigwie. Ale nie chce mi się opuszczać przyjaznego środowiska domowego spa... Odpuszczam... Cenna chwila, gdy wbrew wszystkiemu zanurzam się w kairos... Niedzielą ciągle jeszcze włada bardziej przyjazny z braci... Kairos. W całości poświęcam ten dzień rodzicom, obu mamom i tacie. Niech czas bezwolnie kapie. Nie spoglądam na zegarek, telefon wrzucony gdzieś na dno torby. Wyciągam go tylko po to, by zrobić kilka zdjęć... Chwilo trwaj... Nazajutrz jednak dopada mnie chronos. I daje do wiwatu! Pędzę z rana do Góry Puławskiej, Mylę drogi. Nadrabiam objazdy, gaz do dechy. Spotykam się z Joasią (Jane Jane), nocujemy u Jej Mamy, z której gościnności korzystam już kolejny raz. We wtorek muszę być o 8,00 w Radio Puławy (nie mogę się spóźnić, bo audycja jest na żywo), w południe - spotkanie w bibliotece w Puławach (I tu i w Górze Puławskiej spotykam wspaniałych ludzi!), o 16,00 jesteśmy już w Radio Lublin i na wieczór dobijam do domu. Po drodze kupuję pomarańcze... Pozostawiam za sobą wszystkie: "muszę", "nie mogę", "powinnam"... I znów odkręcam kurki z gazem, grzeję wodę i kursuję z garami do łazienki i z powrotem. I znów zanurzam się w miękkiej odchłani... Kairos. Jem pomarańcze i wrzucam niedbale skórki do wody. Bawię się chropwoatymi łódeczkami. Woda pachnie lawendą, olejkiem, cytrusami... Spokojem... świętym spokojem... Ale noc jest stanowczo za krótka. 6.50 rano stoję już karnie przed drzwiami gabinetu dentystycznego. Jak chcę to potrafię! Moja dentystka, a zarazem przyjaciółka jest w ciężkim szoku, bo jestem nawet wczesniej od niej! Wprost z fotela, z obolałą szczęką pędzę do Białegostoku, do Radio Białystok, gdzie poznaję kolejną fantastyczną osobę i kolejną Dorotę w moim życiu. Po wyłączeniu mikrofonów nie możemy się nagadać, zanim odprowadzi mnie do wyjścia, jesteśmy już na "ty". Popołudnie to kolejne spotkania i gdy już tego się nie spodziewam, wkracza... kairos... Nie mogę nagadać się z Dorotą K, która przyjechała do mnie wprost po pracy. Jest bosko. Świat zwolnił i przytrzymał w kadrze... Czuję smak tej przyjaźni, jak smak babki ziemniaczanej, podlaskiej, smakuję i celebruję każdy kęs. Dorota odprowadza mnie na spotkanie firmy Collagen Colway, której jestem gościem. Zaprosiła mnie Małgosia Laskowska-Kosiak. Spędzam miłe chwile w gronie kobiet i nielicznych mężczyzn. Wesoło, kreatywnie, świadomie. Chętnie zostałabym dłużej, ale muszę nazajutrz wracać do Belgii (czwartek), bo w piątek muszę być w ambasadzie. (Czy ja dwukrotnie powiedziałam: MUSZĘ???) Zanim wyjadę, z rana odwiedzam najbliższych, robię sprawunki, załatwiam niezbedne sprawy, wpadam do Karoliny - kosmetyczki. Niemalże przemocą wbija mnie w fotel, by choć z grubsza doprowadzić mnie do ładu (Jestem straszliwą ignorantką w sprawach pielęgnacji urody, moimi sprzymierzeńcami jest mydło i woda, to wszystko.) Na szczęście moim koleżankom leży na sercu mój wizerunek i potrafią być w tym względzie bardzo upierdliwe w stosunku do mnie. I chwała im za to! Dzięki Karolina. Wracam do Brukseli bez odpoczynku i praktycznie większych postojów. Na szczęście, obok mnie jest Madzia. Przez całe Niemcy śpiewamy by nie usnąć. Przerobiłyśmy cały repertuar z lat 80 i dalej. Przekraczając granicę Holandii skrzeczałyśmy już jak stare drzwi na zawiasach. W Belgii postradałyśmy zupełnie głos..
Gdy wracam do swoich, przeganiam precz chronosa. Nie chcę go znać przez jakiś czas. Mój organizm broni się przed nim. Zanurzam się w kairos. I przez jakiś czas zupełnie nic nie robię, nawet z rzeczy, które powinnam. Nie... To nie tak... Robę. To co CHCĘ. Uprawiam 'nicnierobienie" (to wbrew pozorom też sztuka), gotuję, celebruję, dogadam chłopakom bez poczucia krzywdy, doglądam kwiatów, nie żałuję Tośkowi spacerów... A do komputera nawet nie chce mi się zaglądać... Przepraszam wszystkich, których nie zdążyłam odwiedzić, do których nie zdążyłam napisać... Ale każdy, kto żyje w CHRONOS to zrozumie, inni, którzy mają ten przywilej, że czas im leniwie kapie przez palce i tak nie zrozumieją moich argumentów. Ale wiem, że odłożone rozmowy, nieprzespane, przegadane noce, nie uciekną. Bo wolę moim przyjaciołom dać mniej, ale bardziej cennego, świadomego czasu... I wiem, że kairos mi w tym pomoże. A Ty potrafisz wyrywać pośpiechowi, obowiązkom cenne kęsy świadomego odpoczynku? Jak to robisz? Może zdradzisz mi skuteczną metodę? Wiele specjalistycznych książek podpowiada, jak osiągnąć poziom idealnej równowagi. Do wielu podchodzę z przymróżeniem oka, bo każdy z nas jest indywidualistą i nie ma uniwersalnej recepty, dobrej dla wszystkich. Ale zawsze można kilka pomysłów zaadaptować na swoje potrzeby. Powiedz mi jak często zdarza Ci się stosować do poniższych zaleceń? Zrobiłam ten test, pół żartem, pół serio. Sporo z wymienionych rzeczy stosuję w swoim życiu, ale niektóre z tych zaleceń są dla mnie niewykonywalne (jak np. pójście spać o godzinie 21.00) Oto zalecenia dobrego życia (znalezione w internecie) Zostawiam Cię z nimi sam na sam: Bądź wdzięczna. Spędź godzinę dziennie w samotności. Zaczynaj i kończ dzień refleksją, modlitwą lub medytacją. Upraszczaj życie. Utrzymuj porządek w domu. Staraj się o realne terminy. Nie obiecuj gdy nie możesz dotrzymać. Miej zawsze dodatkowe pół godziny na to co robisz. Twórz spokojną atmosferę w pracy i domu. Kładź się do łóżka o dziewiątej dwa razy w tygodniu (!) Miej zawsze przy sobie coś interesujacego do czytania. Oddychaj - głęboko i często. Poruszaj się - chodź, tańcz, biegaj, uprawiaj sport, który lubisz. Pij dużo czystej, źródlanej wody. Jedz tylko wtedy, gdy jesteś głodna. Jeżeli ci nie smakuje, nie jedz. Bądź zamiast robić. Jeden dzień w tygodniu przeznacz na odnowę i odpoczynek. Częściej się śmiej. Dogadzaj zmysłom. Zawsze wybieraj wygodę. Jeśli czegoś nie lubisz, zyj bez tego. Pozwól Matce Naturze zadbać o ciebie. Nie odpowiadaj na telefony podczas obiadu. Przestań starać się dogadzać wszystkim. Zacznij dogadzać sobie. Trzymaj sie z daleka od ludzi nastawionych negatywnie do życia. Malkontentów. Nie trwoń swoich cennych bogactw: czasu, twórczej energii, emocji. Dbaj o przyjaźnie. Nie bój się swoich pasji. Podchodź do problemów jak do wyzwania. Szanuj swoje aspiracje. Wyznaczaj cele możliwe do osiągnięcia. Nie oczekuj niczego. Rozkoszuj sie pięknem. Ustal granice. Na każde "tak" niech będzie też " nie". Nie martw się, bądź szczęśliwa. Zamień bezpieczeństwo na pogode ducha. Dbaj o duszę. Pielegnuj marzenia. Okazuj miłość każdego dnia. Szukaj prawdziwego ja, aż je znajdziesz.
10 Comments
5/26/2016 19:12:34
Agnieszko, to było fantastyczne spotkanie,choć rzeczywiście miałyśmy Ciebie niedosyt. Byłyśmy Tobą oczarowani i masz coś takiego, że tęskni się za Tobą. Już czekam spotkania w Brukseli i obiecaj mi,ze nie będziesz się spieszyć i pójdziemy gdzieś w miejsce, które opisujesz w swojej książce.
Reply
5/29/2016 18:06:34
Czekalam na nowy wpis i sie do czekalam :D Ja to podziwiam za taki tryb zycia :p non stop w ciaglym pedzie :)
Reply
5/29/2016 20:54:38
wiem... obiecuję bardziej regularnie pisać ... buziaki!
Reply
Basia
5/29/2016 20:52:38
Siostrzyczko stanowczo za duzo chronos!!!!!
Reply
Latami kierował moim życiem Chronos, a marzyłam o Kairos, chociaż to dzięki Tobie dzisiaj wiem, jak się nazywali :) Z tych zaleceń obecnie wiele już stosuję, nie tak dawno było ich dużo mniej. Staram się być łagodna, dbać o swoje zdrowie psychiczne, uciekać od toksycznych ludzi i takich sytuacji.
Reply
5/30/2016 23:25:18
Masz rację, noc to czas na ksiązki i filmy, bo kiedy jak nie nocą??? dzień za krótki :) Pozdrawiam serdecznie!
Reply
6/1/2016 22:52:51
ja się smieje za dużo i mam zmarszczki ha ha nie wiem, czy to dobra rada
Reply
6/1/2016 23:01:58
Bardzo dobra rada! to są bardzo piękne zmarszczki :) świadczące o szczęśliwej kobiecie :)
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|