Jakiś czas temu dopadły mnie wakacje – przed wakacjami. Na szczęście po okresie wielkiego rozleniwienia wraca do życia dawna: Ja. I bierze leżące odłogiem sprawy w swoje łapki. Z tego co się zorientowałam, takie „zawiechy” nie są obce innym ludziom. Jaka ulga! To egoistyczne, ale łatwiej cierpi się w towarzystwie. Gdy mnie dopada marazm staram się wprowadzić w życie program STOP, zaczerpnięty z jednej z książek Reginy Brett. Polega to na tym, że pilnuję się by nie być (S) samotna, (T) trudna w obyciu, (O) osłabiona, (P) przemęczona. I Wam radzę Wam serdecznie, gdy dopada Was szeroko pojęta niemoc, ratuj się kto może za pomoca STOP. W ramach tej akcji zaczynam; parkowanie i bynajmniej nie chodzi tu o prawidłowe ustawienie auta. Parkowanie – to dla mnie natarczywe, radosne, namiętne molestowanie przestrzeni zielonych miasta. Robimy to razem z Tośkiem. A mamy duże pole do popisu, bo zieleni to akurat w Brukseli nie brakuje! Mało kto zdaje sobie sprawę, że jest to jedna z najbardziej zielonych stolic Europy. Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, stojąc na brukselskim bruku, będąc otoczonym przez ciasny rząd przylegających do siebie kamieniczek. Ale wystarczy zajrzeć do kryjących się między nimi ogrodów. Aż kipią zielenią! „Parkowanie” to skuteczna dawka leku na moje dolegliwości egzystencjonalne. Jego rodzaj uzależniam od ilości posiadanego czasu oraz rozmiarów kornika, toczącego mój umysł i ciało – chandry. Są to wyprawy do małych parczków, wielkich parków, skwerków, czy lasów – otaczających Brukselę. Zachwycające dla mnie w tym mieście jest to, że idąc ulicą nie przeczuwasz nawet, że po przekroczeniu bramy kamienicy możesz znaleźć się w wewnętrznym, uroczym parku. Gdzie nie dochodzi gwar miasta, czas przystanął,a ludzie są jakby spokojniejsi. I czujesz się przez chwilę jak Alicja po drugiej stronie lustra. I gdyby tak jeszcze nie istniały czasomierze... Zwłaszcza teraz, gdy ciągle jakimś nerwem czai się w człowieku strach i pamięć niedawnych wydarzeń, moje "parkowanie" nabrało szczególnego smaku. Gdy zupełnie "niewinne" incydenty w mieście wywołują w mieszkańcach podwyższony stan gotowości. Kilka dni temu w okolicach Schuman wywołal panikę przechodniów wydobywający się ze studzienki kanalizacyjnej czarny, kłębiący się dym. Jak się pojawił, tak i ustał, ale strachu i zamieszania trochę zrobił. Na Anderlechcie zapalił się z przyczyn technicznych autobus. Ogień zaraz ugaszono, ale myśli spanikowanych pasażerów pobiegły wiadomo w jakim kierunku i przywróciły, żywą jeszcze pamięć marcowych wydarzeń. A parki... Cóż, chyba są jeszcze w miarę bezpieczne. Na otwartych przestrzeniach nikt nie czyha na zbiorowe życie w pigułce. Dlatego z jeszcze większym zaufaniem niż kiedyś Belgowie uwielbiają uskuteczniać parkowy "plażing." Gdy mam ochotę na większą aktywnośc fizyczną, jadę do Bois de la Cambre, największego w Europie kompleksu bukowych lasów ciągnącego się na obrzeżach Brukseli. Jest to fragment ocalałego pasma kniei ciągnących się niegdyś od Litwy, przez Polskę, Niemcy i dalej na zachód... Grasowały tu tury, na które polował sam Karol V. Obecnie, w weekendy, część ulic biegnących przez ten las wyłączonych jest z ruchu. Zamieniają się one w raj dla rolkowców, hulajnogowców i rowerzystów. W niektórych parkach uprzejmi pracownicy mówią parkowiczom "dzień dobry", zatrzymują się i ucinają pogawędkę. Ponoć mają to zapisane w regulaminie - taki sposób zachowania. Chodzi o to, by bywalcy parków czuli się bezpiecznie. Można zapytać ich o gatunki roślin, historię parku, plany. Są profesjonalni, uczynni i udzielają fachowych, wyczerpujących odpowiedzi. Swego czasu parki w Brukseli zamieszkiwały chmary papug. Naprawdę, takie piękne, bajecznie kolorowe. Populacja ich stała się tak wielka, że zaczęły zagrażać innym ptakom i potrafiły być agresywne wobec ludzi. Budowały na skwerkach wielkie gniazda-miasta w koronach drzew. Nie wiem co się stało z zarozumiałymi ptaszyskami, ale skutecznie zniknęły z krajobrazu miasta. Są jeszcze inne parki jak te, koło mnie. Właściwie sa to „uczłowieczone” kompleksy leśne. Pozostałość lasu książecego z odległych czasów. Nadgryzione zębem czasu, liczne budowle: altanki, świątynie porozrzucane między starymi drzewami, jeszcze dziś dają wyobrażenie o rozmachu i bogactwie dawnych właścicieli. Czasami podczas parkowania spotykam ludzi. Zaczynamy rozmawiać. Jak ostatno, z mężczyzną, którego znałam wcześniej z widzenia: na dalekie skinienie głowy i uśmiech. Wczoraj spotkaliśmy się na wyciągnięcie ręki. Wracałam z Tośkiem, a on „zjechał się ze mną” Nie powiem: "zszedł się", ponieważ zjechał się – dosłownie, na wózku inwalidzkim. I tak podążając noga w nogę, a w tym przypadku noga w koło – zaczeliśmy pogawędkę. Nasza rozmowa przebiega tak bardziej na migi, bo facet ni w ząb nie zna francuskiego ni angielskiego. A ja w drugą stronę, tzn bąkamy do siebie jakoś tak międzynarodowo ze zrozumieniem, plastycznie. Mówi, że jest po trzech operacjach kręgosłupa (nie tak dawno widziałam go chodzącego) i na pewno wie, że nie stanie już nigdy na nogi. Mówi to jakoś tak normalnie, bez dramatu. Ma silne dłonie, widzę że jest wysportowany. Widać, że sport w jego życiu miał istotne znaczenie. Myślę, że to trudne dla niego, ale nie daje po sobie poznać. Dopytuje mnie o beagla, rozumiem, że chodzi o Tunię. Posmutniałam. Tak, nie żyje, kaput, death, tłumaczę mu. Zmartwił się autentycznie. Też posmutniał. I tak chwilę idziemy/ jedziemy w milczeniu. To ten moment, gdy nagle czujesz bliskość z zupełnie obcą osobą. Ten rodzaj międzyludzkiej solidarności. Bez powodu. Nie obliczonej na zysk. Odczuwam wdzięczność, że nie próbuje mnie pocieszać. Po chwili zaczyna mi tłumaczyć jak on bardzo kocha psy. Podnosi koszulkę, na piersi ma wytatuowanego wielkiego buldoga francuskiego. Mówi, że odszedł dwa lata temu. Oczy mu zachodzą łzami. Odkrywa ramię, a tam na bicepsie: poemat poświęcony miłości do psa. Tak przynajmniej wywnioskowałam. Aż strach myśleć – co ma na plecach, pomyślałam idiotycznie! Wzruszyłam się. Niby gościa znałam z widzenia od lat, a nic o nim istotnego nie wiedziałam. Dziś, krótki odcinek wspólnej drogi pokazał mi jakim jest człowiekiem. Wpadam do domu i biegnę od razu do męża podzielić się moim spostrzeżeniem. Kogo jutro spotkam na swej drodze w parku?
Jakie tajemnice zdradzą mi parkowe ławeczki, gdy strudzona przysiądę na jednej z nich obok obcego mi człowieka? One są jak konfesjonały. Te ławeczki. Wysłuchały wiele niecodziennych opowieści, są świadkami wielu scen. I dochowują tajemnicy spowiedzi. Można im zaufać. Bardziej niż niektórym ludziom, z którymi dzielisz się swoim wnętrzem.
27 Comments
Joanna
5/13/2016 12:30:43
Poprzez stosunek do zwierząt widzimy człowieka, jaki jest.
Reply
5/13/2016 22:04:57
"o tą delikatną w środku, choć waleczną na zewnątrz. :-)" pieknie to powiedziałas, dziękuję, uzmyslowiłaś mi, że musze o siebie dbać... to mi tak trudno przychodzi...
Reply
Piękny post, coś sobie od Ciebie przytulę :)
Reply
5/13/2016 22:05:58
Przytulaj, kochana do woli :) często tez czyjeś myśli sa dla mnie wielka inspiracją :)
Reply
5/13/2016 22:48:09
Oho ... Mnie tez często dopada samotność , trudność w obyciu, osłabienie , przemęczenie .... Ale w takich sytuacjach dla mnie pomaga totalne wyciszenie i muzyka ... Parki w Brukseli mmmmm.... w okresie wiosenno letnio jesiennym wyglądają prze pięknie :) A papugi takie fajne można jeszcze spotkać w co po nie których parkach ;) Np nie daleko mnie w parku Josephat :) A wracając do tego Stopu to dla mnie wyjazd do Polski tez jest takim dobrym resetem :D Uwielbiam ten blog :)
Reply
5/29/2016 21:34:05
Twego parku za bardzo nie znam, chociaż wiem, gdzie to jest. Do nadrobienia pewnego slonecznego popołudnia.. :) może się przypadkowo spotkamy spacerując :)
Reply
5/14/2016 08:07:49
W takim miejscu nawiązałabym niejedną konwersację. U mnie we wsi wszyscy zajęci w polu, a ja spaceruję z małym Konradusiem i uczę go kochać świat.
Reply
5/29/2016 21:35:21
"uczę go kochać świat.", jak zwykle super ujęte Basiu, tak w Twoim niepowtarzalnym stylu...
Reply
5/14/2016 11:10:11
Czy konieczny jest Agnieszko ten formularz do wypełniania przy każdym komentarzu? Czy dochodzą komentarze? To na początek a teraz jestem zachwycona postem i Twoją radością ze spotkań z przyrodą z ludźmi jestem zachwycona Tobą. :)
Reply
5/14/2016 11:10:32
Czy konieczny jest Agnieszko ten formularz do wypełniania przy każdym komentarzu? Czy dochodzą komentarze? To na początek a teraz jestem zachwycona postem i Twoją radością ze spotkań z przyrodą z ludźmi jestem zachwycona Tobą. :)
Reply
5/29/2016 21:36:21
Mnie samej nastręcza on dużo problemów, ale póki co jestem za slaba technicznie by to ogarnąć, może z czasem... Buziaki
Reply
Stokrotka
5/16/2016 18:59:47
Super blog, na pewno tu wroce :)
Reply
5/19/2016 00:09:00
Mozna rzec, idealne materialy na zony... gdyby nie byly takie bardzo z drewna... :)
Reply
Antoni Relski
5/17/2016 12:00:36
Mnie miłość do psa nie kazała sobie niczego tatuować. jestem jej wdzięczny
Reply
Antoni Relski
5/17/2016 12:00:56
Mnie miłość do psa nie kazała sobie niczego tatuować. jestem jej wdzięczny
Reply
5/19/2016 00:10:42
I niech tak zostanie :) Ja tez raczej Tuni wizerunku nosic na przedramieniu, za to w sercu - na zawsze... Pozdrawiam :)
Reply
gordyjka
5/19/2016 12:49:09
Taki potencjał Ci się marnuje, a ja mam tyle chwastów do wyrwania !! Przyjeżdżaj !! Będzie bardzo zielono...;o)
Reply
Szarlotta
5/26/2016 15:42:01
Moze dawno nie bylas w parku, bo papugi nadal szaleja i nie zamierzaja przestac. Pozdrawiam
Reply
5/29/2016 21:38:50
W moim zniknęły, może przeniosły się do twego :) pozdrówka!
Reply
5/29/2016 21:39:47
My z Tośkiem jesteśmy bardzo na tak, zwłaszcza Tosiek! dwa razy mu powtarzać nie trzeba :)
Reply
Anna Tym
5/30/2016 14:43:34
po pierwsze
Reply
5/30/2016 14:52:27
O jak miło Cię widzieć! Wiem, Aniu, wiem, sama nie cierpię, jak ktos zmienia platforme i duzo czasu minie zanim (jesli w ogóle) się przyzwyczaję, ale niestety juz zmuszona byłam pójśc za ciosem i dokonać tej radykalnej, rownież dla mnie, bolesnej zmiany, bo blogger nie zaspokajał jakby moich potrzeb zawodowych i musiałam wykupic własną przestrzeń w sieci, stąd te zmiany... Dlatego tez jako kierunkowskaz, zostawiam na starym blogu przekierowanie...
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|