„Nie trzymaj się fałszywego przekonania, że bez niektórych ludzi i rzeczy nie jesteś w stanie istnieć.” Tak. Kiedyś podobnie jak Ty byłam zlepkiem opinii innych ludzi o sobie. Z wielu wstydliwych powodów, jak zrobienie komuś przykrości, lub o wiele częściej – strachu przed osądzeniem, bałam się przestać podążać za tłumem. Tłumiłam własne niepokorne myśli i uczucia. Myślałam, że nie potrafię się obyć bez różnych ludzi, miejsc, rzeczy – moich fałszywych kotwic. Później przybyłam długą drogę. Nie chcę o niej opowiadać. Każdy ma swoje doświadczenia. Z perspektywy doświadczeń człowiek postrzega sprawy inaczej. Dlaczego dziś podjęłam ten temat? Bo spotkałam kobietę, którą spotkało zło. Opuścił ją partner. Beznamiętnie, rozważnie porzucił ją z dwójką dzieci. Był jej całym światem. Takie historie mimo swojej dramaturgii są tak powszechne, że to prawie banał życia i temat przewodni co drugiej telenoweli. Znasz takie sytuacje, same bywamy ich bohaterkami. Nie po raz pierwszy i ostatni spotkałam kogoś, kto budował swoje wątpliwe poczucie wartości na ruchomym piasku czyjegoś „ja” poświęcając całe swoje życie i talenty. Kogoś, kto mając wielkie poczucie straty i opuszczenia myśli, że bez tej osoby nie będzie mógł żyć.
Nie po raz pierwszy i ostatni sama doświadczam strat i zawodów. Na okrągło. Bo takie jest życie. Czasami sami musimy coś lub kogoś opuścić, by nie pociągnął nas na dno. Hazard, alkohol, toksyczny związek, blokującą Twój potencjał pracę... Droga nieznajoma przyjaciółko. Gdy płaczesz bezsennymi nocami, że nie potrafisz bez niego żyć, kraje mi się serce, lecz cierpliwie czekam, aż pierwszy etap żałoby minie. Bo i tak prawdopodobnie moje słowa trafiałyby w próżnię Twojej obecnej rozpaczy. Ale gdy osuszysz łzy, spojrzysz w przejaśniające się niebo, może dotrą do Ciebie moja serdeczne wiadomości. I zrozumiesz ich sens. Jedna z nich jest taka, że prawdopodobnie przeżyjesz swoją rozpacz po stracie, jak 99,9 % innych ludzi i świat się nie skończy. Natomiast nastąpi przełom w Twoim życiu. Wiem... Oderwanie się od spraw i ludzi wymaga cholernie dużo siły. Dużo wiary w siebie, w innych, w naturalny porządek rzeczy... Miotamy się. I wiesz co się wtedy dzieje? Jesteśmy tak skupieni na czynnikach zewnętrznych, tym żałosnym patafianie, który obiecywał dozgonną miłość, a okazał się zwykłym dupkiem; na szefie, który nas doceniał i klepał po ramieniu, po czym wręczył nam wilczy bilet i tak dalej i tak dalej, że ... zapominamy o sobie. Przestajemy się sobą zajmować. Opuszczamy siebie. Dosłownie. Nasz świat kręci się wokół kogoś lub czegoś, co niewarte aż takiego naszego zachodu i przywiązania. Ja też wyznawałam to fałszywe przekonanie, że bez niektórych rzeczy, ludzi, sytuacji nie obejdę się w życiu. Ale gdy uświadomiłam sobie, że ja – to ja, niezależny od innych, wartościowy byt, odzyskałam wolność i spokój. Przestałam się miotać. Zaakceptowałam siebie. I wiesz co się wtedy stało? I to jest ta druga dobra wiadomość. Odzyskałam zdolność rozwiązywania problemów. Nie zrzucając ich na inne ramiona. Zaczęłam stawać im twarzą w twarz. Odzyskałam też zdolność małych radości, mimo problemów jeszcze nie rozwiązanych. I gdy być może właśnie teraz serce Ci umiera z miłości lub lęku, powiem Ci coś bardzo ważnego. Jesteś wyposażona w ogromny potencjał przemiany. Potrafisz się wyzwolić z najbardziej toksycznej relacji. I nie są to puste słowa z repertuaru: You can do it! Wiem to dlatego, że znam mnóstwo osób, które przez to przeszły. Sama jestem żywym przykładem na to, że od wielu rozczarowań, wbrew temu co Ci teraz podpowiada serce, się nie umiera. Wszystkie znane mi osoby, które oderwały się od fałszywego przekonania, że nie mogą żyć bez kogoś lub czegoś – weszły na wyższy poziom rozwoju. Wykorzystały swój wspaniały potencjał i rozwinęły skrzydła. Wyszły z czyjegoś cienia i z zakłamanych cudzych opinii na temat własnych możliwości. To trudny proces! Na początku mocno zaboli, bo narodziny zawsze bolą. Lecz odkryjesz swoją siłę, zalety i wolność od ograniczeń. Jeszcze będzie pięknie. Zobaczysz...
4 Comments
Witaj Agnieszko! Wiesz, tak sobie myślę, że to cholernie trudne, ale jednak trezba żyć z taka myślą z tyłu głowy, że nigdy nic i nikt nie jest dane nam na zawsze. Wszystko przecież jest tylko, tak naprawdę, na chwilę... Doświadczyłam w zyciu juz kilka odejść ukochanych osób, tych z gatunku wiekuistych odejśc, i za każdym razem wydawało się, że zycie będzie niemożliwe. Jest możliwe, ale jest inne.
Reply
Agnieszka Korzeniewska
10/5/2017 09:23:44
Tak, Madziu, dokładnie tak myślę jak Ty... To nie jest łatwa lekcja: strata ludzi, ale do przeżycia. wszystko później jest inne. zmienia się perspektywa, to prawda, pozdrawiam serdecznie
Reply
Tak pięknie napisałaś, tak mądrze to przekazałaś:) Najtrudniejszy to ten moment nie gdy wszystko się zapada ale ten ,gdy zdajemy sobie sparwę,ż e teraz MY, MY SAMI!! musimy zmierzyć się ze światem..często nagle okazuje się, że byliśmy tak bardzo od kogos zależni, tak mało samodzielni, ogarnia nas lęk i rozpacz,, czesto czarna:) i ...no właśnie..albo możemy wpaśc w dół, depresję, w czarną dziurę jak albo obudzić się,otworzyć oczy i powiedzieć, żyję dalej!! Haloo, żyję!!! Bez niego, bez niej,bez pracy, bez peiniędzy ale żyję!!! Ale właśnie najtrudniej przeskoczyć ten etap rozpaczy.....gdy wydaje nam się, że świat się skończył..wtedy przydają się przyjaciele....
Reply
Agnieszka Korzeniewska
11/3/2017 09:15:47
Jak pięknie ujęłaś istotę rzeczy. Pozwól, że Twoje słowa przekażę komuś bliskiemu, kto jest własnie w tej fazie rozpaczy. Te słowa niosą ogromną otuchę, dziękuję
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|