Zawsze chciałam mieć w kuchni okno na wysokości zlewu. Pomaga zapomnieć o zmywaniu. Jest jak teatralna loża. A w nim - cały przekrój życia... Akt pierwszyTo był bardzo krótki akt. Jękliwe szarpnięcie struny. Nie zdążyłam mieć do nich żadnego stosunku. Widziałam ich z daleka, przez kuchenne okno. Może kilka razy tylko. Nie patrzyli w moją stronę, gdy podkurczone ciała wlekli do domu ze spaceru. Co za tym idzie - nie machaliśmy sobie ręką na powitanie. Zbyt starzy na życie. Zbyt zmęczeni. Najpierw odeszła ona. Jak na chwilę, do warzywniaka po marchewkę. On, zdumiony brakiem jej powrotu pod osłoną krótkich dni, nie wiadomo kiedy wyniósł się ze świata. Głupio jakoś tak to wszystko. Mimochodem. Zawstydziłam się. Nie zdążyło mi być przykro. Akt drugiWczesną wiosną zagościło nowe życie. Zaczął się ruch. Okna dostały nowe framugi, a ogród altanę. Było ich dwoje. Robili zamieszania za pięcioro. Uśmiechałam się do ich młodości szorując rondle w zlewie. On wychodził na zewnątrz palić papierosa. Na zapas chciał się nałykać, zwłaszcza w chłodniejsze, słotne dni, których masz tu pod dostatkiem. Stał skulony i pykał ekspresowo, wystukując w telefonie dla zabicia zimna - słowa. Może wtedy to się wszystko zaczęło? Mąż zawołał mnie do okna. Widzisz jak on traci zdrowie - powiedział - Nie pozwala mu palić w domu. I co z tego ma? Chłopina chce napalić się na zapas. Traci zdrowie podwójnie. Wzruszyłam ramionami bo nie przemówiła do mnie ta retoryka. Za jakiś czas pojawił się jej brzuszek, który z dumą obnosili po osiedlu. On zawsze uśmiechnięty, ona nerwowa. On kiwał z daleka ręką szeroko się uśmiechając, ona udawała, że sąsiadów nie dostrzega. Miała zaprzątniętą głowę. Wraz z nastaniem dziecka, gołe okna dostały muślinowe firanki. Zapachniało czułością, co było widać w ich oczach, gdy na siebie patrzyli. Świat wchodził właśnie w fazę pachnących jaśminów. Najpierw zaczęli wyjeżdżać na spacery wózkiem, później pojawił się rowerek. I tak ziemia obróciła trzy razy dookoła. Oni ciągle grali swoją sztukę. Dziewczynka skończyła trzy lata i coś zaczęło się psuć. Może tamte wystukiwane zimą słowa nabrały ciężkości dojrzałych kłosów zbóż? Kto by tam to wiedział. On częściej wychodził na papierosa. Nieraz któreś wybiegało trzaskając drzwiami i odjeżdżało z piskiem opon, a ja stojąc przy kuchennym oknie, obierając ziemniaki, życzyłam im wytrwałości, i odwagi. A serce biło mi gwałtownie. - Ty widzisz, kłócą się! - mówiłam bezradnie do męża, wycierając mokre dłonie w fartuch. - Dotrą się - Niech mu pozwoli palić chociaż w garażu - denerwował się. Pewnego razu przyjechała ciężarówka. Pod nadzorem kobiety załadowano do auta wszystkie graty. Wsadziła dziecko w fotelik i odjechała za ciężarówką. Na wiśniowym drzewie w ogrodzie dyndała zapomniana plastikowa zabawka. Małe, zielone autko. Wrócił z pracy, powitał ciszę. Nie wychodził już na papierosa. Mógł palić w domu. Odprawił sprzątaczkę. Sprowadził dziewczyny. Nic konkretnego. W końcu też spakował graty, niewiele tego było, Wsiadł na motor i odjechał. Posmutniałam przy kuchennym oknie. Tacy byli ładni razem. Tacy młodzi. Nie ocaliłam ich dobrymi życzeniami. Jakiś czas dom świecił ciszą, przezimował gwiazdkę, nikt nie odpalał fajerwerków na sylwestra. Wiśnia pokryła się czapą śniegu, a wiatr smętnie poruszał gałęzią z samochodzikiem. Akt trzeciPojawili się wiosną następnego roku. Pościągali pajęczyny. Doprowadzili do ładu ogród. Dojrzalsi od poprzednich. Wraz z nimi pojawiły się dorosłe panny. Jej dzieci i jego dzieci, jak się okazało. Dziewczynki będąc w zbliżonym wieku razem urządzały imprezy. Oni ładni, dojrzali, z posklejaną przeszłością, znosili wszystkie ich ekscesy ze stoickim spokojem. Latem zapalają lampiony i siedzą przytuleni w ogrodzie patrząc na gwiazdy. Coś tam do siebie szepczą. Wybuchają dyskretnym śmiechem. Popijają wino. Nieśpiesznie celebrują siebie. Uśmiecham się. O nich się nie lękam, jak o poprzednich. Ci już wiedzą.... Widać tę pewność w każdym geście, spojrzeniu, dotyku... Nie umkną też mojej uwadze, jak pierwsi lokatorzy. Lubię gdy siedzą w ogrodzie. Nadają memu oknu sens. Nadają mojej wierze w związki - sens. Nie ściągnęli małego autka. Samochodzik dalej dynda na gałęzi, może odstrasza zielone papugi, które ogołacają drzewko z owoców? Niech ten akt trwa, niech trwa...
4 Comments
gordyjka
9/16/2017 07:10:41
Muszę chyba, przestawić zlewozmywak pod okno...;o)
Reply
Agnieszka Korzeniewska
9/16/2017 19:08:28
Koniecznie! Nie pożałujesz :) Lepiej podczas zmywania zerkać przez okno, niż na ścianę :)
Reply
Ostatnio patrze na ludzi podobnie jak Ty, jak na historie, opowiadania czy tez moze nawet ksiazki. kazdy ma jakas opowiesc w sobie :) A moje kuchenne okno wychodzi na rzeke, potezna rzeke tuz przy jej ujsciu do morza. Kiedy zmywam widze tankowce, zaglowki i pola na drugim brzegu :)
Reply
Agnieszka Korzeniewska
9/16/2017 19:09:30
To masz przewspaniały widok!!! Najlepsza terapia dla oczu i ludzi. Tak... Każdy człowiek to oddzielna książka...
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|