Słuchaj, ja dziś uśmiecham się do życia pełną gębą, ale uwierz mi – nieobce mi są takie stany. Nie będę się wymądrzać, wszak nie wchodzę w Twoje buty i nie wiem, jakiej skali są Twoje problemy. Powiem tylko, jak ja sobie radzę w takich sytuacjach. Gdy ciąży ciało, dusza, serce, staram się największym wysiłkiem ruszyć czubek góry lodowej moich problemów. Zmuszam się, by stawić czoło choć najmniejszemu z nich. Wiem, wymaga to nadludzkiej siły... Ale gdy nadkruszysz choć jeden z tych mniejszych kamyków niemocy: wykonasz telefon, zmusisz się do rozmowy na trudny temat z partnerem, spróbujesz negocjacji z firmą windykacyjną, która bombarduje Cię złowrogimi listami, poczujesz wielką ulgę i przypływ siły. Pokonasz strach. Pierwszy i najważniejszy krok do zwycięstwa. Dalej samo pójdzie. I nadejdzie dzień, gdy pełną gębą uśmiechniesz się do świata. Oni mają rację. YOU CAN DO IT! Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Do roboty zatem. Jaki zbieg okoliczności. Gdy zabierałam się do wpisu o kamykach niemocy napisałaś do mnie, że nie dajesz rady. Że zżera Cię depresja i ciągnie na dno. Że rozedrgane histerycznie świąteczne dekoracje pogłębiają pustkę. Czyhają za drzwiami, oblepiają zgiełkiem, a za sztucznymi maskami świętych mikołajów – głęboka noc i nierozwiązane problemy Czeluść bez dna.
Odłożyłam telefon i przetarłam zmęczone od komputera powieki, rozprostowałam zdrętwiały kark i się zamyśliłam. Znam stan, o którym piszesz. Znam tą epidemię niemocy, która jak zakaźna choroba obejmuje późną jesienią świat. Gdy przyroda nie ma już nic na swoje usprawiedliwienie, jesień wyłysiała i nie można zakamuflować przemijania kiścią barw. Zapragnęłam być blisko Twoich trosk. "To tylko taki przedświąteczny okres – napisałam Ci – każdy jest z lekka trącony depresją. Po tym wszystkim co przeszłaś, i z powodu tego jakie wartości prezentujesz – nie możesz się poddać teraz, ani nigdy. To byłaby zbrodnia. Nie jesteś sama, nawet jeśli w okno zagląda tylko nocy chłód. Gdy pomyślisz, zawsze znajdziesz przynajmniej jedną osobę, która jest Twoim cichym, lecz solidnym filarem. Mam nadzieję, że moje słowa, choć nierówne, chybotliwe z nich podpory, czasem jak zapałka na sekundę rozjaśnią mrok. Dziś widzisz czarno. Ale musisz wiedzieć, że... Twoje stosunki z dziećmi/ rodzeństwem/ rodzicami/ byłym mężem/ światem/ Tobą samą – nie są gorsze, ani lepsze od stosunków innych normalnych ludzi, więc to nie mogą być powody do złych nastrojów. Niech się dzieje samo: życie płynie, a my z nim. Wybierajmy z niego to, co pozwala nam płynąc z prądem, dostrzegać sens i piękno świata, być wdzięczną za TU i TERAZ. I nie daj sobie wmówić, że z prądem płyną tylko martwe liście. Jest czas budowania zapór i czas akceptacji tego, co jest poza zasięgiem Twojej mocy. To drugie – jest oznaką dojrzałości. Niecierpliwej młodości nie daje się doń biletu wstępu. Dlatego reszta, której nie potrafisz zmienić, niech się dzieje. Wbrew pozorom i naszym wysiłkom, mamy znikomy wpływ na to, co przychodzi. Ale to co z tym zrobisz, co dostałaś od losu – masz wpływ. Stwórz swój rytuał rozwiązywania problemów. Najczęściej je rozdmuchujemy, ty zrób coś odwrotnego – podziel je na kawałeczki jak deser, a wypatrosz każdy z nich – jak rybę. Rozbite na kawałki problemy tracą na sile. Zaatakuj je. Jak w dzisiejszym cytacie na początku tego wpisu. Rusz ten najmniejszy kamyk niemocy, reszta potoczy się z hukiem. Dlatego uśmiechnij się. Może góry nie przesuniesz, ale jeden mały kamyk – dasz radę. Nie bądź przy tym zbyt wymagająca dla świata i siebie samej. Piszesz, że ja działam, że wciąż w drodze... w ruchu... że spełniam się... Tak, ale pamiętaj, że trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona... To prawda, robię wiele i daje mi to ogrom satysfakcji, ale ponoszę swego życia inne koszty, o których być może Ty nie wiesz. Każdy los ma swój cennik. Mój, to chroniczne zmęczenie, ciągły pośpiech, huśtawki nastrojów. Też nieraz tracę sens... ale wstaję, otrzepuję pył z kolan, prostuję obolały kark, poprawiam tę cholerną koronę i zapier...m dalej. Bo innej drogi nie ma. Musimy wycisnąć maksimum z tych dni, które nam zostały, a nikt nie wie ile. By odejść bez żalu i w wielkim stylu, gdy przyjdzie czas, ale jeszcze nie teraz. Więc wstawaj i idź do przodu. Możesz zrobić wiele rzeczy, nawet jeśli wielu innych – z powodu Twoich ograniczeń nie uczynisz. Ty powinnaś prowadzić bloga. Smacznie gotujesz, pięknie fotografujesz. Masz intuicję. Prowadzić bloga, zarabiać na nim i być niezależna. To ma sens, nawet jeśli myślisz, że brzmi to idiotycznie. Uśmiechasz się. Wiem, co masz na końcu języka. W końcu znam Cię nie od dzisiaj. Uwierz, nie święci garnki lepią. Szkoda, że jeszcze tego nie czujesz, ale wiara we własne cuda może przyjdzie z czasem. Na razie niech to skromne ziarenko słowa w Tobie kiełkuje, niepokoi, doskwiera. Aż przyjdzie dzień, gdy zechcesz zmian dla siebie. Jestem dziś bardzo zmęczona. Niewiele spałam. Ale cóż, trzeba pracować na materiale jaki jest. Ściskam i miej naprawdę dobry dzień w cichości swojej spokojnej duszy. Wszystko będzie dobrze. Wiem co mówię. Często przechodzę przez burzę. Zaufaj mi. A problemy? Tylko ludzie martwi ich nie mają. Ty ciągle żyjesz. Tylko nie mów, że chciałabyś się zamienić, bo uznam to za kiepski żart i Ci nie uwierzę.
0 Comments
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|