Przedwczorajszy pierwszomajowy dzień przyniósł trochę wypatrywanego od tygodni słońca. W najbliższe dni ma być pod tym względem coraz lepiej. Rychło w porę, bo okres majówek czas zacząć. Tymczasem sięgam pamięcią wstecz. Pierwsze Maje. Otwierające czas biesiad na leśnych polanach i oranżad pitych ze szklanych butelek prosto z gwinta. Dziś już takich oranżad ni butelek nie ma. Święto pracy, nazywane w Belgii żartobliwie – świętem legatów. W ten dzień Belgowie obdarowują się bukiecikami konwalii - taki sympatyczny zwyczaj. Za czasów mego dzieciństwa i młodości w Polsce dzień ten - uświęcano rządowymi paradami. Demonstracja siły i propagandy, w której “spontaniczny” udział był obowiązkowy, a jego brak mógł oznaczać kłopoty. Dziś wspomina się to z pewnym rozrzewnieniem. (Wszystko co dalekie i związane z młodością nabiera z czasem coraz piękniejszych barw.) Ustawialiśmy się rzędami po ileś tam osób, zanim kolumny uczniów naszego LO wyruszały radosnym, zwartym szykiem pod trybuny na głównej ulicy miasta. Nikt nie chciał być “skrzydłowym” czyli stać po zewnętrznej. Ci mieli najbardziej przechlapane! Wciskano im w ręce szturmówki i musieli się później z nimi pilnować, czyli po pochodzie wrócić i rozliczyć się z nich w szkole. No i tzw. frontowi z idiotycznymi transparentami na piersiach typu: “Z partią nasz młody ród”. Pozostali, kto choć trochę miał głowę na karku, szukał dogodnego momentu by czmychnąć gdzie pieprz rośnie! A dokładniej do pobliskiego parku czy okolicznych lasów, gdzie co prawda, pieprz nie rósł, ale inne, równie sympatyczne zarośla pełniące rolę parawanu.Tylko nieliczni z nas dobijali do końca nudnych jak flaki z olejem, propagandowych pokrzykiwań. Jakieś strzępy przemówień miejscowych działaczy dochodziły z daleka do naszych uszu, nieświadomych własnego przestępczego zachowania. My - element wywrotowy. Siedzieliśmy w parku liżąc z lubością pierwsze w tym roku lody śmietankowe nakładane metalową łyżką przez Rózię w grubych jak denka od butelek okularach. Zyskały później miano “kujonek”. Te okulary. A Rózi dawno już nie ma. Tylko smak tamtych lodów w pamięci wciąż trwa... Władza ludowa potrafiła się lojalnemu ludowi odpłacić za okazane posłuszeństwo i przywiązanie (“Dyscyplina, towarzysze, żelazna dyscyplina!” Orwell), czyli po części oficjalnej następowało to na co wszyscy z utęsknieniem czekali. Festyn pierwszomajowy. I tu się działo! Saturatory, zwane gruźliczankami pracowały pełną parą, wóda lała się strumieniami, muzyka przygrywała do tańca. Wieczorem szary, zmęczony, choć przez chwilę nie pamiętający o siermiężnej rzeczywistości lud pracujący miast i wsi wracał do swych domów by nazajutrz stanąć ramię w ramię do dalszej budowy socjalizmu. Zrzucał zadeptane obuwie, leczył obolałe stopy i przewracał kartkę w wiszącym na ścianie kalendarzu. Dziś nikt mi nie narzuca już jak mam spędzać ten dzień. I mimo, że niektórzy tęsknią za tamtymi czasami, nie tylko ci co zapełniali partyjne trybuny, ja cieszę się, że nie muszę uczestniczyć w tej żałosnej maskaradzie. Ale czy to znaczy, że jesteśmy wolni? Nie. I nigdy całkowicie nie będziemy. W sposób zakamuflowany korporacje przejęły funkcje kontroli nad nami. I znów dobrze jest widziane uczestnictwo we wszelkiego rodzaju spędach, wyjazdach integracyjnych. Już nie hasła o kluczowej roli partii, ale o naszej kluczowej roli w sukcesie spółki i korporacji… I znów przemawiają sloganami. Gadają do nas jakbyśmy byli idiotami. Tegorocznego 1 Maja spędziliśmy na pierwszokomunijnej imprezie Gabrielka. „Komunistów” z każdym rokiem w polskich kościołach w Brukseli przybywa. Według tegorocznych szacunków, ponad 200 polskich dzieci przystąpiło (lub przystąpi) w stolicy Belgii do tego sakramentu. Świadczy to o rozrastającej się z roku na rok Polonii i o tym, że jest to Polonia stosunkowo młoda. I ciągle religijna. Przy okazji tego święta zderzyłam się z dziwaczną, belgijską rzeczywistością. Pewną schizofrenią polityczną, która powoli obejmuje wszystkie dziedziny życia Otóż bez skutku próbowałam znaleźć... stosowną kartkę z życzeniami w belgijskich centrach handlowych (bo w polskich sklepach, jak się okazało jest ich bez liku)... O ile na każdą (świecką) okazję kartek w każdym sklepie jest zatrzęsienie, jesli chodzi o Komunię, jakby wszyscy się zmówili! Jedyne pocztówki jakie znalazłam z napisem: Wszystkiego najlepszego z okazji Komunii, nadawały się na każdą inną okazję, tylko...nie tą właśnie. Konfetti, trąbki, bohomazy, ale nic co by sugerowało religijny charakter tego święta. Na niektórych napisy krzyczały wręcz histerycznie: Komunia – to święto laickie! W końcu po przekopaniu kilku sklepów udało mi się znaleźć jedną, jedyną kartkę, na których wstydliwie, nieśmiało widniały małe religijne symbole. Ten kraj naprawdę ma problem – pomyślałam zdziwiona. – dużo większy niż myślałam. Po udanej imprezie wracałam objedzona do domu. Słońce grzało coraz mocniej, mimo późnej, popołudniowej godziny. A gdyby tak... Zamiast do domu, zboczyć z drogi, posiedzieć pod drzewkiem gdziekolwiek, wystawić blady pyszczek do słońca. Póki jeszcze spokojnie, leniwie czas się toczy. Bo kto wie, co będzie jutro. Tajemnicze, niepokojące wieści przynoszą media. Jakoby było zagrożenie katastrofą atomową. Mamy ponoć wszyscy dostać tabletki z jodem, bo dziwne rzeczy dzieją sie z dwiema elektrowniami atomowymi w Doel i Tihange. Jakieś pęknięcia, czy coś... Nie wiadomo, czy bardziej Belgowie boją się ataku terrorystycznego na elektrownie atomowe, czy awarii wyeksplatowanych urządzeń (pomni Czarnobyla). Jedno jest pewne: rząd belgijski osiągnął Himalaje hipokryzji, nabierając wody w usta, w tej sprawie, jak i w innych, równie ważnych. Największym jej przejawem było odwołanie niedawno marszu: „NIE dla strachu” z powodu właśnie... strachu przed imigrantami...
Ostatnio wszystko trochę się sypie. Dosłownie. Nagle zaczęto remonty większości tuneli w Brukseli, stąd korki większe w mieście niż zwykle. Ale nie narzekajmy. Są one niczym w porównaniu z Rzymem... A i te warszawskie nieraz biją tutejsze na głowę! W Brukseli mamy również elektrownię atomową, ma się chyba nieźle. Polacy jeżdżą łowić ryby w kanale w jej sąsiedztwie. Tak dla sportu. Między innymi mój szwagier. Mąż nie, tylko dlatego, że uważa łowienie ryb za najnudniejszy na świecie sport. I ja mu wierzę. Ryby wrzuca się po złowieniu z powrotem do wody. Ponoć to wielkie, stare osobniki i śmierdzą szlamem. Zaczęłam od święta 1 Maja, a skończyłam na rybach w kanale. Jak na nielogiczną blondynkę przystało. Dodam tylko, że lubimy ten miesiąc w Belgii również za to, że jest w nim najwięcej wolnych od pracy dni. Można powiedzieć, że cały czas świętujemy. A jakie są wasze wspomnienia pierwszomajowe? Refleksje: kiedyś i dziś? Co wam najbardziej utkwiło w pamięci?
14 Comments
5/4/2016 10:39:14
W Anglii w maju też dwa Bank Holiday w maju, tzn. że weekend trwa dla niektórych nawet już od czwartku do poniedziałku włącznie. A to, co znaczy dla innych odpoczynek, dla mnie jest wzmożoną pracą. Odpocznę we wrześniu. I aż sprawdzę w sklepach z kartkami okolicznościowymi, czy są te na pierwszą komunię chrześcijańską, bo mnie zaciekawiłaś.
Reply
5/5/2016 23:33:58
Różo, jak to mówią, ktoś musi pracować, by ktos inny mógl odpoczywac :) ściskam mocno i do usłyszenia
Reply
A ja się uczepię tych nieszczęsnych kartek. Europa, ale i w ślad za nimi Polska brną w poprawność i neutralność religijną. Natura nie znosi próżni, więc gdy pojawiają się muzułmańskie żywioły (bez kontekstu związanego z zamachami) to bądźmy pewni, ze wypełnią sobą całą opróżnioną przestrzeń. Nie podoba mi się Europa w tym kształcie, bo przypomina bezkształtne bagno, w którym wszystko jest trzęsawiskiem. Brrr!
Reply
To nie poprawność religijna tylko polityczna, religia drogi przyjacielu broni się, i dobrze jest wielu takich jak Ks. Jacek Międlar i Biskup Hoser ,i Chwała Bogu .Nie stety zniewieściałe lewackie społeczeństwo w dużej mierze mamione populizmem popiera takie autorytety jak Biedroń i resztę pedalstwa Hmmmm to nie religia!!!!! łamie moralne zasady poprawności Politycznej i moralnej ,św.J.Paweł mawiał:
Reply
Julia K
5/6/2016 08:08:31
Ja dla odmiany szukałam wczoraj kartki na ślub. Też nie jest tak różowo. Nie dość, że są to koszmarki kapiące od złota, to jeszcze kosztują tyle co książka (od 10 do 20 zł) Masakra jakaś!
Reply
5/29/2016 21:41:49
do czego to doszło :) Niby wszystkiego dużo, a jak przyjdzie co do czego, to nie ma w czym wybierać, prawda?
Reply
gordyjka
5/8/2016 09:48:28
Znalazłam spójność !!
Reply
Marchev
5/8/2016 13:01:53
Nie chodziłam na pochody majowe, bo się rocznikowo nie załapałam. Dla mnie majowy weekend to grill, wyjście na słońce, przebudzenie z zimowego letargu. W ogóle lubię maj, jakiś taki pozytywny jest :)
Reply
5/8/2016 20:12:36
Majowy weekend jest i był dla mnie zawsze piękny. W maju uwielbiam nabożeństwa majowe i piękno przyrody :)
Reply
5/29/2016 21:43:14
też wielkim sentymentem darzę majowe nabożeństwa. Maj mi się z nimi kojarzy i zapachem bzów. Tak, w ostatnich latach bardzo nam się Europa zmieniła.. Pozdrawiam.
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|