Ileż to razy zdarzyło sie Wam przejeżdżać koło jakiegoś miejsca i zastanawiać się jak wygląda? Albo omijać szerokim łukiem jakiś sklep, myśląc, że jest dla Was zbyt ekskluzywny? Ba! Unikać drugiego człowieka, bo zrobił na nas nie najlepsze wrażenie, lub coś o nim kontrowersyjnego słyszeliśmy. Prawda, że to się czasami ludziom zdarza? Nie wiem, jak Wam, ale mi stosunkowo często. Chyba mamy w głowie jakiś chip zaprogramowany na pielęgnowanie w sobie „niepewności, tego co za zakrętem”. Lepiej się katować, niż rozwiać swoje wątpliwości. Nie dajemy szansy. I tak omijają nas najwspanialsze miejsca, prawda zamiast złudzeń, potencjalnie najwartościowsze przyjaźnie, a czasami miłość. Odkąd zdałam sobie z tego sprawę, nie zostawiam rzeczy nie sprawdzonych, spraw nie rozwiązanych, ludzi, których mam szansę poznać – nie poznanych. Ostatnio, bywam (roboczo) z mężem w Paryżu. Bruksela jest świetną bazą wypadową do innych miast Europy. Samochodem, zajmuje to nam jakies trzy godzinki. Przemilczę fakt, ze w okolicy Waterloo za każdym razem leje, jakby było oberwanie chmury. Zemsta Napoleona, czy co? No więc wracając z takiej „ jednodniówki” w stolicy Francji uzmysłowiłam sobie, że nie byłam nigdy w Mons (Bergen – po niderlandzku). Leżąca tuż przy granicy z Francją, stolica prowincji licząca ponad 90 tys. mieszkańców. W ubiegłym roku – kulturalna stolica Europy. Wsadziłam nos do przewodników i pomyszkowałam w wirtualnych szufladach ze szpargałami wujka Google. Rezultat moich poszukiwań był nawet imponujący. Zapowiadało się nieźle. Ustaliłam co następuje: Miasto może poszczycić się bardzo bogatą historią. Początki miasta sięgają czasów Cesarstwa Rzymskiego, kiedy stacjonowały tu wojska Imperium. Mons, jak wiele innych belgijskich miast przechodziło na przestrzeni wieków z rąk do rąk. Od 1967 roku jest siedzibą Sojuszniczego Dowództwa Operacji NATO. Znajduje się tu najstarsza w Belgii Loża Wolnomularska. Jest to też centrum starego górniczego dystryktu. To tyle w pigułce wyczytane z internetu. Pojechalismy do Mons niedzielnym popołudniem zabierając ze soba Tośka. Od razu czułam, ze to zły pomysł, ale przecież mój mąż zakochany jest w Tośku bezkrytycznie i nawet wybacza mu rytualne rzygnięcie na początku każdej podróży samochodem i piętnastominutowe wycie. Czasami zdesperowani wyjemy wszyscy razem, wtedy jest to mniej denerwujące dla ucha. Ale ok. Tosiek powył, zwymiotował i resztę drogi grzecznie przeleżał. Wjechaliśmy do sennego, opustoszalego miasta i zatrzymaliśmy się niedaleko rynku. Wiatr zamiatal brudy na chodniku. W pobliżu stały dwa pisuary na środku chodnika, z których wartką stróżką ciekła po kamiennym bruku cuchnąca ciecz. Oho, nieźle się zaczyna. Rynek okazał się zapyziałym placykiem, a jedymym barwnym punktem był ratusz (w remoncie) i fontanna szumiąca zwartą ścianą wody. Sennie, niemrawo, brudno. Gdy pomyślałam o polskiej kulturalnej stolicy Europy roku 2016, to naprawdę Mons, nawet ze swoja historią, nijak się ma do tytułu, który w ubiegłym roku dumnie nosił. Udaliśmy się do Kościoła świętej Elżbiety, z XIVw w stylu gotyckim. Była niedziela, popołudnie, w kościele, z wyjątkiem nas ani żywego ducha. Gdy wyszłam na zewnątrz i popatrzyłam na ulicę, pomyślałam, że jedynym barwnym, energetycznym punktem tego krajobrazu jest kolorowa instalacja artystyczna górująca nad ulicą. Do najważniejszego zabytku Mons, kolegiaty Sainte-Waudru z XV wieku w stylu gotyckim poświęconej patronce miasta nie dotarliśmy, bo Tosiek stał się już insuportable! Tak to jest zabierać psy na zwiedzanie. Za grosz zainteresowania zabytkami! Pomyślałam, ze nadanie tytułu europejskiej stolicy kultury temu miastu bylo mocno na wyrost i zapewne był to ruch taktyczny, mający na celu sztuczne ożywienie tej części Walonii. Ale to taka moja prywatna teoria spiskowa. Nie musicie się jej trzymać, ani się nią dzielić. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy windzie śluzowej na 114,66 kilometrze Kanału Centralnego w prowincji Hainaut, niedaleko Mons. Podnośnia statków Strepy-Thieu, bo taką nosi nazwę, to imponująca budowla, której celem jest wyrównanie różnicy poziomów w jednym miejscu o wysokości 73,5 metra. To jedna z największych tego typu wind na świecie. Zastąpiła cztery tradycyjne podnośnie, wybudowanie pod koniec XIX wieku. Na ówczesne czasy były one imponujacym przykładem rozwoju techniki. Dziś są wpisanie na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Ze względu na Tośka, obejrzeliśmy windę z zewnątrz, ale jeśli ktoś chce wnikliwiej zapoznać się z tematem, może zwiedzić wnętrze podnośni i odbyć podróż statkiem po kanale. My jednak musieliśmy wracać do domu. Może następnym razem się uda. I choć Mons absolutnie nie spełniło moich oczekiwań, wiem już jak tam jest i nie będzie mi to więcej zaprzątać głowy na trasie Paryż-Bruksela. Wracając do domu, niedaleko śluzy, na jakiejś podrzędnej krajowej drodze zauważyliśmy na poboczu trzy tiry na wschodnioeuropejskich rejestracjach. Pewnie ciężarówki zatrzymały się tu na nocleg. Panowie rozpijali w plastykowych kubkach alkohol. Ciekawe czy wiedzą, ze kilometr dalej jest taka fajna atrakcja turystyczna – zastanowił się mąż.
A ja w poniedziałek zamierzam skrobnąć Wam coś z Amsterdamu. W końcu Bruksela – to wspaniała baza wypadowa po Europie, prawda? A w Amsterdamie blondynka jeszcze nie była, chociaż to tylko dwie godziny drogi pociągiem. Miłego weekendu kochani.
22 Comments
sidork22@gmail.com
7/9/2016 12:08:58
No i juz zwiedzitam Mons 😊fajnie i ciekawie jak zawsze!!w.
Reply
Joanna Rodowicz
7/9/2016 22:20:43
Jak każdy piękniś Tosiek zaczyna podróż od zwrócenia na sobie waszej uwagi. Dobrze, że wiecie kto jest najważniejszy w towarzystwie......a gdybyśmy się zobaczyli, to ja mu powiem na ucho, że takiej jak jego Pani, nie ma drugiej na świecie!
Reply
Kjujewna
7/9/2016 22:42:22
Jak to fajnie ze dzieki internetowi mozemy zwiedzac nie ruszajac sie domu! A Tosiek fotogeniczny :)
Reply
lusiunias
7/10/2016 00:03:00
Czasami lepiej nie wiedzieć co jest za rogiem, niepewność lepsza niż rozczarowanie. Pięknie wyglądasz Aguś, buziaki i dobrej nocy.
Reply
Tooooooooooooooś <3 <3 <3
Reply
Maria
7/10/2016 01:23:31
Tak sie czuje jakbym tam byla. A Twoje zdanie, ze miejsce nieciekawe, podzielam. Nie wybiore sie wiec tam juz nigdy. Natomiast chcialabym zobaczyc jeszcze raz tame w La Gileppe.
Reply
gordyjka
7/10/2016 23:06:17
Przy każdym wyjeździe nałogowo zwiedzaliśmy okolice i wszelkie dostępne atrakcje...Od półtora roku nie byliśmy nawet po drugiej stronie drogi od Wrzosowiska...Nawet kwitnący bez wąchałam na odległość...;o)
Reply
7/11/2016 11:34:50
No bo najlepiej przekonać się samemu. Pozdrawiam bardzo serdecznie :-)
Reply
Antoni Relski
7/13/2016 13:28:55
Czekamy na kolejny tekst
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|