Jestem zachłanna. Głodna informacji, wrażeń, doznań, wiedzy. Chcę spróbować wszystkiego. Tu nadgryzę, tam uskubię, liznę z wierzchu, pędzę dalej. Lista książek do przeczytania – niebezpiecznie pęcznieje, zaliczam je pobieżnie, liczba maili do odpisania - przyprawia o zawrót głowy, a jeden mail, ważniejszy od drugiego. Komunikatory potęgują tylko moje rozdrażnienie. Dają mi coraz więcej i więcej pokarmu, którego mój mózg, serce skonsumować nie mogą. Nie nadążają. Robiąc śniadanie, myślę o tym co muszę załatwić do obiadu. Pędząc za bieżącymi sprawami, martwię się, że nie wyrobię się z obiadem. Rozmawiając z Tobą, myślę, że trzeba umówić syna do lekarza, zapłacić ratę za auto i zadzwonić koniecznie do cioci Marysi, bo dziś są jej urodziny.... Znasz to?... Powierzchowność siedzi mi na karku wczepiona pazurami. A ja z obłędem w oczach nie nadążam i mam żal do siebie, że tyle cudnych tematów tylko mi się prześlizguje między palcami nie pozostając na dłużej. Bo już inne pchają się w ręce. Obłęd. Czuję, że tak dłużej nie wytrzymam. I wtedy niebo zsyła mi ratunek. Stoi przede mną w osobie Tośka. Ogon mu radośnie tańczy, oczy roziskrzone. W zdawałoby się, uśmiechniętym pysku pełnym zdrowych ostrych zębów trzyma... szeleczki. Ruchem głowy wskazuje drogę przez pola, a za nim las. Wiem, że mi nie odpuści. Nosem wtyka mi uparcie te szeleczki w ręce. Odpycham go, a on niewzruszenie jeszcze raz, i jeszcze. One, te psie czerwone szelki, synonim spaceru, przywracają mi porządek rzeczy i spraw. Sprowadzają z obłędu do normalności. Idziemy do lasu, a ja widząc jak to robi mój pies, skupiam się na jednej czynności. Czerpię przyjemność z obcowania z naturą. Tylko to w tej chwili. Precz zbędne, natrętne myśli. W tej chwili jest tylko las, radosny Tosiek buszujący we wczesnowiosennej, soczystej trawie, zapach ziemi i dotyk chropowatej skóry sosny. Doświadczam wzruszenia i euforii. Mam przyjaciółkę. Wszystko co robi - robi na sto procent. Tak pracuje, złości się, weseli i kocha. A gdy wraca do domu ze świata - doświadcza rytuału odpoczynku. Na sto procent - pod fioletowym kocykiem z ulubioną książką w ręku i filiżanką herbaty. I tylko to się liczy! Z kolei dla mnie - jej fioletowy kocyk, jest dowodem na to, że świat do końca nie zwariował. Uczę się od niej skupiania na własnym odpoczynku, bo do tej pory - robiłam to niezwykle powierzchownie. Teraz coraz częściej doświadczam świadomego życia, coraz rzadziej towarzyszy mi gonitwa zestresowanych myśli. Dawniej paraliżował mnie strach:”A jak nie zdążę WSZYSTKIEGO zrobić?” „Wszystko” to nienasycony stwór, który z lubością pożera najpierw nasze myśli, później nasze emocje, serce, relacje. I rozrasta się w nas poganiając strachem. Nie pozwala na głębię doznań. Jest zazdrosny o naszą niepodzielną uwagę. O nasze zaangażowanie całym sobą.
WSZYSTKIEGO na pewno nie zdążę zrobić i nawet nie chcę. Wystarczy, że zrobię całym sercem coś jednego. Tak na sto procent jak moja przyjaciółka. Tak jak mój ukochany pies. Moi najlepsi trenerzy uważności. I wtedy... Słucham opowieści taty, mimo, że słyszałam je sto razy, poświęcam mu poranek, cały długi, wypasiony – jak trzeba, aż do wygadania, do ostatniej kropelki drugiej lub trzeciej filiżanki kawy. Zostawiam pranie, prasowanie, pisanie – cały nieważny świat – i oglądam z mężem film. Przy okazji dostrzegam siwe delikatne pasemko w jego brodzie i myślę sobie, że to bardzo dodaje mu uroku. Milcząco kładę się u syna w pokoju na jego kanapie i słucham z nim muzyki, podczas, gdy on pracuje. Odkrywam moje dziecko na nowo, w tym – czego słucha, w tym co czyta , co mówi, na jaki temat milczy. Dostrzegam smutek w glosie koleżanki, gdy do mnie dzwoni. Kiedyś bym go łatwo przeoczyła. Zostawiam nieważne sprawy. Jadę ją utulić słowem. Robię całą sobą to co w tej chwili uważam za najważniejsze... Mnogość zgubionych chwil, zastępuję jakością doznania jednej z nich. TERAZ.
5 Comments
agniecha
4/24/2017 07:16:18
Znowu mądrze napisałaś.
Reply
Agnieszka
4/26/2017 21:34:07
Uśmiecham się do Ciebie, bo znaczy, że z tym żarłocznym zyciem nie zmagam się sama :)
Reply
4/24/2017 22:56:33
Takie jest życie . Czas z każdym dniem nabiera rozpędu i potem nie nadążamy...chcielibyśmy zrobić jeszcze to i tamto,. z czegoś musimy zrezygnować, by coś innego dokończyć. Czasem proste sprawy, zwykłe przedmioty, osoby , zwierzęta, ptaki przywołują nas do porządku, każą przystanąć, bo i tak nie dogonimy czasu. Ważny problem poruszyłaś .Pozdrawiam Agnieszko
Reply
Agnieszka
4/26/2017 21:44:52
Tak, masz rację... Ratują nas proste rzeczy, najprostsze, tak jak napisałeś... Dziękuję :)
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|