Paranoidalne poranki, czyli co z nami nie tak?Moje poranki z filiżąnką kawy wyglądają następująco. Otwieram wszystko co mogę: oczy, ksiązkę, FB w telefonie i... czytam. Dodaję treści, komentuję, sprawdzam wiadomości, uśmiecham się, wzruszam lub wkurzam. Witam i pozdrawiam. Patrzę na przedzierające się przez firankę promienie słońca, lub bębniące o szybę krople deszczu. I rozdaję dobrą energię. Na ile jej danego dnia mam. Do ostatniej kropli kawy w filiżance, do pustego dna. Do... za kwadrans któraś tam, dopóki łazienka się nie zwolni... To mój czas. Później wir życia weźmie mnie w swoje szpony, lub dobrotliwe ręce i puści z objęć dopiero wieczorem. Generalnie budzę się ze świadomością, że życie jest ok, dopóki trwa. Już to proste stwierdzenie wprawia mnie we względnie dobry humor i pod jego wpływem życzę światu dobrego dnia. A że Facebook - to świat, przynajmniej jego większa część (i jest to proces postępujący), ten odwzajemnia mi stokrotnie.
Zewsząd patrzą na mnie uradowane promienne gęby (czasami moja własna mignie mi wśród nich), a oczy zdają się krzyczeć okrągłymi słowami pod zdjęciami, że los jest w twoich rękach, że korzystaj z każdej chwili, że "keep smilling", bo przecież wszystko zależy od Ciebie... To wersja optymistyczna poranka. Ale, że nie jestem Terminatorem, są też inne poranki w moim życiu. I w Twoim życiu też. Patrzysz na atakujące Cię zewsząd pogodne twarze, przekonywujące Cię, że wszystko zależy od Ciebie. Krzyczą jak jeden mąż! Prężą się, dwoją i troją. A Ty? Połykasz łzy i jesteś w ciemnej d... Albo przynajmniej w najczarniejszym zaułku swego życia. I myślisz, że trafiłaś tu przez przypadek. I co oni o życiu wiedzą. I że to g... prawda. I że powtarzają wyświechtane frazesy. Tak się bronisz, bo... czujesz się gorsza i słabsza. Bo świat wali Ci się na głowę, i nie radzisz sobie z nim, a Oni, tylu Ich - jak zdarta płyta powtarzają, że "móc to chcieć". Myślisz: co cholera, ze mną jest nie tak? że Oni potrafią, a ja nie... STOP! Wróć! Zaraz przywrócę Ci właściwe postrzeganie świata... To nie tak. Po pierwsze: daj sobie prawo do słabości. Oni też je mają. To tylko nam się wydaje, że przysłowiowa trawa jest bardziej zielona u sąsiada, żona/mąż lepszy, a dzieci przynoszą same piątki ze szkoły. Masz prawo do gorszych dni, do bezsilności i do łez. A nawet do totalego doła i użalania się nad sobą. Ważne jest tylko byś pamiętał(a): "to tylko zły dzień, ale nie złe życie." Gdy będziesz mieć tę świadomość, szybko pozbierasz się ze słabości. Tak, to prawda, Oni mają rację, trzeba cieszyć się każdą chwilą życia, która trwa... Mówią, że liczy się tylko tu i teraz. Że przeszłość nie jest ważna, a przyszłości jeszcze nie ma. Ja powiem inaczej, ale nie musisz się ze mną zgadzać. Przeszłość jest ważna - ale już Ci dziś niepotrzebna. Ona Cię ukształtowała, stworzyła, zahartowała, uwrażliwiła. Jest ważna. Jesteś zlepkiem swoich doświadczeń z przeszłości, tych dobrych i złych. Jesteś po trosze swoją własną przeszłością, żyjącą tu i teraz, zmierzającą ku przyszłości... Przeszłość ważna jest, ale już niepotrzebna. Z szacunkiem dla przeszłości, przeżywasz teraźniejszość, celebrujesz każdą chwilę, smakujesz ją jak się da, jej radość, mądrość, zadumę, śmiech - bo może, choć nie zawracaj sobie tym za bardzo głowy - to najpiękniejsza chwila Twego życia... Niech po prostu trwa. Byś w trudnych chwilach mógł/mogła przywołać jej smak. Ten post dedykuję każdemu z Was, kto miewa czasem gorszy dzień. Dedykuję go w szczególności pewnej dziewczynie, która zawsze kładzie mi na przedniej szybie auta świeże kwiaty zerwane w ogrodzie ilekroć umawia się ze mną na spotkanie, moim super-cichym bohaterkom, które całym sercem mnie wspierają, gdy życie zdaje się mi być ziejącym kraterem czynnego wulkanu, które potrafią bezinteresownie pracować sercem na czyjś sukces. Nawet gdy Im samym ziemia obsuwa się spod stóp. Bo takie są ludzkie przyjaźnie. Nauczyłam się smakować życie fragmencikami, jak takie malusieńkie kawałeczki torta. Pamiętam, że kiedyś to życie trochę połykałam, bez smaku. Było dobre, ale nijakie. Nie doceniałam wartości codzienności. Po prostu była. Po prostu mi się należała. Wracalam do domu z pracy i codziennie widziałam ten sam sielski obrazek, ani dobry, ani zły. Rutyna codzienności, bez egzaltacji. I pamiętam, że gdy tak oglądałam tę naszą codzienność jakby z boku, na ramieniu przysiadła mi na sekundę leciutka, spłoszona myśl. Czy zawsze tak będzie? Przysiadła i odleciała. A ja się zatrwożyłam. Za jakiś czas spadła na nasz dom cięzka choroba jednego z domowników. Dni i noce nabrały niebywałego znaczenia. Każda chwila nabrała głębi. Każdy oddech. Cień oddechu. I w tej paradoksalnej chwili, gdy śmierć pukała każdego dnia w nasze drzwi, zrozumieliśmy co to znaczy naprawdę żyć. Ci, którzy się o nią otarli, wiedzą ile treści posiadać może w sobie chwila. Ile barw i warstw. Od tamtego czasu, wracając rano z zajęć, ze szkoły, pracy, gdziekolwiek jestem i dokądkolwiek zmierzam, egzaltowanie cieszę się życiem, radością, którą nieraz tłumię, gdyż dla niektórych jest niezrozumiała, a nawet czasami, wysoce niestosowna. I gdy pytają mnie, dlaczego tak się śmieję jak głupi do do sera, jednym tchem potrafię wyliczyć dziesiątki powodów. A gdy raz na jakiś czas następuje "wyczerpanie baterii", "zmęczenie materiału", wyolbrzymiam swoje troski, płaczę jak bóbr, jestem nieznośna, kapryśna i zła i nie daję sobie wmówić internetowym specom od optymizmu, że świat potrzebuje ode mnie nieustannej gotowości do bycia szczęśliwą, bo w przeciwnym wypadku jestem jego słabszym ogniwem. Moja siła tkwi w przyznaniu się do słabości i mozolnym ich pokonywaniu, w drodze do lepszej, szlachetniejszej JA. To tylko zły dzień, ale nie złe życie.
12 Comments
Agnieszka
10/16/2016 17:45:43
No własnie... Nie chce się :) jakos nie w modzie dziś, a czasami zwyczjnie potrzebne :) Pozdrawiam!:)
Reply
Agnieszka
10/16/2016 17:47:19
Dokładnie! Wyciągnąć wnioski z dotychczasowego życia, wziąc duży oddech, czasami cos poprzestawiać, przewartościować - i dalej do przodu zyć, bo do tyłu nie sposób...
Reply
gordyjka
10/16/2016 09:59:49
To właśnie "ta" chwila decyduje, czy będziemy cieszyć się każdą następną...;o)
Reply
Agnieszka
10/16/2016 17:47:50
O, tak! Pozdrawiam! :)
Reply
Basia
10/16/2016 20:28:41
Ciężko wymazać przeszłość , szczególnie tą trudną gdy serce pękało ale masz racje Aguś szkoda dni na celebrowanie tego co było, minęło....trzeba skupić się na dniu jutrzejszym bo nie wiemy ile będzie jeszcze jesieni , wiosen ..."ważne sa dni których jeszcze nie znamy"
Reply
Bo życie to połączenie zła z dobrem, uśmiechu ze łzami, słońca z deszczem, radości ze smutkiem, piękna z brzydotą, wojny z pokojem.
Reply
Agnieszka
10/22/2016 07:32:32
Pieknie to Stokrotko ujelas.... Napisze Ci w mailu, jestem teraz w Poznaniu
Reply
10/22/2016 11:33:51
Przemówił do mnie fragment o przeszłości... Ja ze swoją borykam się każdego dnia. Gdy już wydaje mi się, że w końcu zamknęłam te drzwi, prowadzące do "wczoraj", okazuje się, że coś uparcie nakazuje mi je otwierać na nowo i na nowo. Nie wiem jak sprawić, by przeszłość nie miała destrukcyjnego wpływu na moją teraźniejszość. Walczę. Podnoszę się i upadam. Opadam z sił...
Reply
11/13/2016 21:31:20
Kazdy w zyciu miewa chwile lepsze i gorsze .... Ja rowniez ... Ale tak jak tytul u Pani w poscie jest tak i ja przy gorszych dniach sobie mowie "To tylko zły dzień, ale nie złe życie..." bo w zyciu spotkalo mnie wiele dobrego mam wspaniala rodzine :) kochajacego meza cudowna coreczke i chociazby dla nich warto sie podniesc i walczyc :)
Reply
Agnieszka
11/14/2016 00:19:39
Pięknie i prosto podsumowałas moj tekst :) wzruszyłam się :)
Reply
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|