Nie lubię podsumowań, a już zwłaszcza tych na koniec roku. Zbyt przyzwyczaiłam się, że mój prywatny Nowy Rok zaczyna i kończy się jesienią. Ten faktyczny, przypadający zgodnie z naszą szerokością geograficzną i kalendarzem, kojarzy mi się ze zmęczeniem, katarem, przejedzeniem i ogólną niemocą. Jak w takich warunkach cokolwiek podsumowywać, lub co gorsza - poczynić noworoczne postanowienia. Nie jestem kamikaze. Jednak pokuszę się o kilka refleksji, które krążą mi po głowie. Ja, która z uporem trzymam się teorii, że życie nie jest czarno - białe, zasmakowałam wielu skrajności w tym roku.
Zrozumiałam, a właściwie utwierdziłam się w przekonaniu, jak wielką siłę stanowi SŁOWO. I jak bardzo mogę nim Ciebie obdarować. Ale jednocześnie, że ważne rzeczy można zwyczajnie "zagadać" na śmierć. I że ważniejsza od talentów jest WYTRWAŁOŚĆ. Poznałam smak porażki i sukcesu; zrozumiałam, że te stany przenikają się wzajemnie i kroczą ze sobą pod rękę. I że do żadnego z nich nie trzeba się przywiązywać. Są zbyt ulotne. Że łaska ludzi na pstrym koniu jeździ i dziwią mnie ci, którzy taki stan rzeczy uznają za zdradę. Nauczyłam się pokory, która nie jest brakiem poczucia wartości. i zaufania do świata i ludzi, które nie jest naiwnością. Przeczołgałam się przez wiele samotnych tuneli, by docenić siłę i radość wspólnoty. I oba stany są błogosławieństwem. Nauczyłam się w końcu szanować siebie. I nie starać się zasłużyć na rzeczy, które nie są mnie warte. Zarozumiałość? Broń Boże! Oczywistość nabyta wraz z doświadczeniem. Jaką ulgę poczułam w momencie, gdy przestałam angażować się nieprzemyślanie w przedsięwzięcia, które niczego nie wnoszą w moje życie. Oprócz oczywistych strat: finansowych, emocjonalnych i energetycznych. To chyba był ten moment gdy dojrzałam. Jaka wolność duchowa! I lojalność wobec siebie samej - ważnej dla mnie osoby. Potrafić odmówić bez poczucia winy i zadawania bólu. Proste i zarazem takie trudne. Ten długotrwały proces może zająć nawet kilka lat. Mam to za sobą! Możesz przybić mi piątkę! Ale nie wszystko mi się tak w tym roku świetnie udało jak to... Przeoczyłam po raz wtóry odejście człowieka i nieważne, że nie znałam go osobiście. Czyjś głos o uwagę zaginął w setkach innych wiadomości niezauważony. Historia z Judytą niczego mnie nie nauczyła. A może nauczyła, lecz na krótko. To są te bolesne chwile odchodzącego roku. Gdy wszystko co chcesz powiedzieć osobie, która straciła dziecko jest nietaktem. Bo nie ma właściwych słów. I że w jakiś sposób zawiodłaś,bo nie było Cię w odpowiednim miejscu, w odpowiedniej chwili. I jeszcze coś. Odkryłam jak niezwykle ważnym odniesieniem jest SKALA . Gdy to sobie uświadomisz, o wiele łatwiej będzie Ci znosić porażki i z większą radością przeżyjesz sukcesy. Czyli jednak znów lekki brak konsekwencji. Skala upraszczając pojęcie matematyczne, to przecież nic innego jak porównywanie. Ale nie chodzi o uczucie, które wywoła frustrację i zniszczy Twoje poczucie wartości. Chodzi o to, że zrozumiałam, że moje sukcesy i porażki muszę mierzyć własną miarą. Moje osiągnięcia w skali świata nie są może czymś zauważalnym, ale na miarę moich osobistych szczytów, to prawdziwe Mont Everesty. A moje problemy to zaledwie drobne niedogodności życia. I taka mądra dla siebie wchodzę w ten Nowy Rok. I wracam do nagrywania filmików. Właśnie zaopatrzyłam się w odpowiedni sprzęt. I kto wie, może zapiszę się na taniec towarzyski. W moim wieku już mi wszystko wypada. Otulona ciągle życiem jak ciepłą kołderką, nie chciałabym stracić czujności i go przeoczyć. Przespać. Przegapić przed ekranem telewizora. Pragnę je smakować i się nim cieszyć. Każdego dnia. Aż po kres. ŻYCZĘ CI BANALNIE SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. Bez udziwnień i wyszukanych wierszy. Bo w słowie "szczęśliwy" mieści się cała reszta składników tortu pod nazwą:"DOBRE ŻYCIE".
0 Comments
Leave a Reply. |
La VioletteArchiwalne posty dostępne na starym blogu. Archives
September 2020
|